Top
Każdy człowiek ma jakieś marzenia, połowa ludzkości jest na tyle odważna, aby podjąć się ich realizacji, z czego kolejne pięćdziesiąt procent przechodzi przez pierwszy kryzys obronną ręką. Dalej nie jest wcale łatwiej – pokonawszy pierwszą falę trudności, liczymy już na same wzloty, tymczasem wkrótce czekają nas kolejne upadki. Wówczas odpada następna połowa i tak sytuacja się powtarza, aż na scenie pozostaje kilku, a może nawet i jeden gracz, który wygrywa wszystko: kasę, marzenia, a docelowo całe swoje życie. Bo czym byłoby to życie bez marzeń? I bez wizji? A już na pewno: czym byłoby życie bez Apple? Bez wątpienia jednym z największych marzycieli i jednym z niewielu, którzy dążyli do celu pomimo wszelkim niepowodzeniom, był nie kto inny, jak właśnie Steve Jobs – ojciec najpotężniejszej firmy naszych czasów. Jednocześnie został zapisany na kartach historii współczesnego świata jako postać bardzo kontrowersyjna – z jednej strony wizjoner, z drugiej despota i egocentryk. Taki również dwubiegunowy obraz twórcy Apple wyłania się z filmu „Jobs”, który miał swoją premierę w ubiegłym roku. W rolę tytułowego bohatera wcielił się Ashton Kutcher i osobiście uważam, że nie można było wybrać na to miejsce nikogo innego – aktor od zawsze kojarzył mi się z Jobsem i zaangażowanie go do tej produkcji uważałam za nieuniknione. Pozostawała jednak jeszcze kwestia odpowiedniego warsztatu, ale muszę przyznać, że tym akurat byłam bardzo mile zaskoczona. Kreacja postaci była genialna – zarówno patrząc na charakteryzację, jak na grę aktorską. Chapeau bas!
jobs2

Po lewej – Steve Jobs, po prawej – Ashton Kutcher w roli tego po lewej

„Jobs” opowiada o losach (nomen omen) Steve’a Jobsa poczynając od czasów collage’u. Trzeba przyznać, że zawsze był on wizjonerem – jeśli nie śnił o technologicznej rewolucji, jego głowa pełna była kolorowych wizji będących wynikiem zażywania różnych, nie do końca legalnych substancji. Tak, Steve Jobs podobnie jak zapewne wielu Amerykanów lat ’70-tych z chęcią przywdziewał dzwony i żył jak na hipisa przystało. W tamtych czasach nawet przez myśl mu nie przeszło, aby pójść w stronę inżynierii – wymykał się z zajęć z informatyki, a gdy znajomy profesor zasugerował mu zainteresowanie się tematem elektroniki, Steve grzecznie podziękował i udał się poderwać ładną blondynkę siedzącą nieopodal. Właśnie piękno i szeroko pojęta estetyka była dla młodego Jobsa szczególnie ważna, co miało później ogromny wpływ na rozwój potęgi Apple. Podczas gdy inne firmy skupiały się wyłącznie na funkcjonalności, Steve od samego początku zwracał uwagę na detale. Już w pierwszych dniach działalności Apple Computer, gdy wraz z przyjacielem, Stevem Wozniakiem (Josh Gad), montowali w garażu premierowy model firmowego komputera, Jobs upierał się, aby wszystko wykonywane było starannie, estetycznie, nawet w przypadku wewnętrznych części maszyny. jobs3 Film jest szczegółowym portretem niezwykłej osobowości, jaką bez wątpienia był twórca Apple. Być może nie dowiemy się o wszystkich istotnych losach branży elektroniki, za to z pewnością będziemy mieli okazję przyjrzeć się postaci samego Jobsa – a wydaje mi się, że chyba właśnie o to chodzi w produkcjach biograficznych (ale co ja tam wiem). Przejrzałam w internecie kilka recenzji i to właśnie niekompletność informacji o samej firmie Apple była zarzutem numer jeden – a przecież nie jest to film o koncernie, a o człowieku. O potężnym umyśle, który nie do końca potrafił się odnaleźć w korporacyjnej rzeczywistości. O marzycielu, który dla spełnienia swoich celów gotów był poświęcić wszystko – rodzinę, przyjaciół, miłość. Także o tym, ile kosztuje sukces i że nawet najwybitniejszym jednostkom przychodzi on z niemałym trudem. Jobsowi się udało, chociaż zajęło mu to wiele lat i sporo musiał się nauczyć o biznesie i o życiu. Zrealizował swój sen, którym teraz żyją miliony ludzi na całym świecie. jobs4 Osobiście uważam, że dobry film to taki, który nie tylko porusza, ale też inspiruje. Chociaż nie grozi mi kariera elektronicznego giganta (mam nawet trudności z nazewnictwem niektórych social media, o czym przekonali się ostatnio moi znajomi z pracy), to jednak „Jobs” na pewno zmotywował mnie do jednego – aby przy najbliższej okazji udać się do biblioteki i wypożyczyć biografię ojca Apple. Mam zamiar bardziej zgłębić tajemnicę jego geniuszu, bo niestety nie wystarczy nosić golfów ani Birkenstocków (chociaż pewnie nie zaszkodzi) – jeśli dowiem się czegoś ciekawego, dam znać. Ale najpierw sama zbiję fortunę – taka jestem hop do przodu!