Top
Chyba każdy pamięta legendarną już scenę z „Forresta Gumpa”, wokół której osadzona jest akcja całego filmu –w oczekiwaniu na przyjazd autobusu, tytułowy bohater opowiada przypadkowo spotkanym ludziom o swoich pokręconych losach. Jest coś pocieszającego w tym obrazku – kilka osób wsłuchuje się w opowieść snutą przez zupełnie obcego im mężczyznę. Nieważne, czy jest to dla nich pasjonująca historia czy może podchodzą do sprawy nieco sceptycznie – ważne, że potrafią poświęcić mu tych parę chwil ze swojego dnia, chociaż prawdopodobnie nigdy już Forresta nie spotkają. Kto z nas jeszcze tak potrafi? Piszę o tym nieprzypadkowo. W sobotnią noc, wracając zmęczona po before party z SeeBloggers, liczyłam na szybką i bezproblemową podróż autobusem do domu (zwłaszcza, że ledwo stałam na nogach w swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach). Próbując przepchać się przez tłum ludzi, z którymi przyszło mi dzielić tę półgodzinną wycieczkę, ujrzałam wolne miejsce vis a vis jakiegoś mięśniaka. Wyglądał na typowego Pudziana – w obcisłym longsleevie z lycrą odznaczał się najdrobniejszy mięsień jego torsu, a głowę porastały włosy długości 0,5 mm. Już kierowałam się w stronę pustego siedzenia, gdy mięśniak przemówił – „Pomożesz mi?”. „Cudownie, jeszcze chwila i nici z mojego wolnego miejsca” – pomyślałam, ale moje nienaganne (ehe) maniery kazały mi nieść pomoc potrzebującemu. Okazało się, że Pudzian miał problemy ze skasowaniem biletu, jednak po chwilowych oględzinach stwierdziłam, że powinien raczej zwrócić się do kierowcy. Usatysfakcjonowana szybkim spławieniem nieznajomego, rozsiadłam się wygodnie w fotelu i zaczęłam szukać w torebce iPoda. Niestety, mięśniak wrócił na miejsce zaskakująco szybko… Gdy po swoim powrocie postanowił wytłumaczyć mi, na czym polegał problem z biletem, uśmiechnęłam się wymijająco. Przecież nie dam się wciągnąć nieznajomemu w jakąś głupią gadkę. Ten jednak był nieustępliwy: po skończonej opowieści numer jeden, pojawiła się opowieść numer dwa. Potem pytanie do mnie, jedno, drugie, trzecie  – ewidentnie nie chciał się poddać. Początkowo odpowiadałam z grzeczności, ale z minuty na minutę mój sceptycyzm zagłuszała ciekawość – co jeszcze mi opowie? Jakim pytaniem zagada? Wiem, że zarys sytuacji może mieć lekko harlequinowe zabarwienie – uprzedzam Was jednak, że nie był to początek żadnej płomiennej love story, a wypowiedziom Pudziana daleko było do flirtu. Muszę jednak przyznać, że podróż autobusem linii N3 zamieniła się z nudnej na wciągającą, z dłużącej się na zbyt krótką. Okazało się, że pod opinającym longlseevem z lycrą kryje się wielkie serce, a pod warstwą półmilimetrowych włosów naprawdę błyskotliwy umysł. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie i tak chcę wspominać to przypadkowe spotkanie. Z pewnością było jednak ono pierwszym i ostatnim, jako że mój rozmówca znalazł się w Gdańsku tylko przelotem i zmierzał wówczas na lotnisko, skąd następnie kierował się do Bergen, gdzie mieszka na co dzień. forrest1 O czym zaś rozmawialiśmy? O wszystkim, chociaż najczęściej to jego osoba była tematem naszej konwersacji. W ciągu kilkudziesięciu minut udało mi się dowiedzieć o Pudzianie całkiem sporo, ale jednocześnie nie było w jego opowieściach niczego nachalnego. Ani przez chwilę nie poczułam, że wtajemnicza mnie w zbyt intymne fakty ze swojego życia, ba, czasem sam zastrzegał, że nie może dokładniej czegoś wytłumaczyć, bo to zbyt osobiste. Poza tym mówił bardzo mądrze i ciekawie. Nie był też paplą – gdy zadawał mi pytanie, wsłuchiwał się w moją odpowiedź i czuć było, że naprawdę chce się czego dowiedzieć. Oczywiście, początkowo zapaliła mi się czerwona lampka „Alert! Może to złodziej albo zboczeniec?!”, dlatego starałam się zachować czujność w tym, co mówię, ale już po chwili rozmowy mój dystans osłabł. Setki razy podróżując w jakieś odległe miejsca lub przemieszczając się komunikacją miejską przyglądałam się współpasażerom i zastanawiałam, o czym myślą, dokąd zmierzają, kim tak naprawdę są. Oczywiście, jest cała masa ludzi, którzy z chwilą wypowiedzenia pierwszego zdania od razu straciliby moje zainteresowanie, ale wiem też, że wśród codziennie mijanego tłumu znajdzie się kilka jednostek, kilku Forrestów czy Pudzianów, którzy mieliby naprawdę wiele do powiedzenia i z którymi byłabym w stanie nawiązać ciekawą rozmowę (a właśnie tę umiejętność bardzo cenię w ludziach). Opisywane przeze mnie spotkanie sprawiło, że w sobotnią noc wysiadłam z autobusu z uśmiechem na twarzy i nie byłam w stanie sama sobie wytłumaczyć, co sprawiło mi tyle radości. Czy to, o czym opowiadał? Mimo, iż dowiedziałam się od niego wielu ciekawych faktów, np. o funkcjonowaniu polskiej policji (zanim opuścił na stałe ojczyznę na rzecz Norwegii, Pudzian pracował jako policjant), to raczej nie zdobyta wiedza była przyczyną mojego uśmiechu. Wydaje mi się, że było nią już samo odbycie ciekawej, kulturalnej rozmowy z przypadkowo poznaną osobą, z którą prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkam. Ostatnio pisałam Wam, że szczęście można sobie kupić w serwisie zakupów grupowych, ale dziś dochodzę do wniosku, że szybciej znajdziemy je przysiadając się do właściwej osoby w autobusie, jak miało to miejsce w moim przypadku, albo na przystanku, jak pokazano w filmie. Wychodzi na to, że związek transportu miejskiego ma na to szczęście monopol!