Top
Najlepsze pomysły wpadają człowiekowi do głowy zawsze w idealnym momencie. I tak w piątkowe popołudnie, stojąc w korku na Al. Zwycięstwa, mając dziurę w brzuchu z głodu i wizję spędzenia w aucie jeszcze kilkudziesięciu minut, nagle dostałam olśnienia. „Ziomek, na GUMedzie jest fajna włoska knajpa!” – wyparowałam. Szybko wybiliśmy sobie z głów Pizzę Hut w Galerii i zawróciliśmy do ul. Dębinki 7, gdzie pośród klinicznych budynków mieści się urocza restauracyjka w toskańskim stylu. Jak widać, ta zmiana planów nie była dużym krokiem dla naszego piątkowego menu (i tu, i tu włoska kuchnia), ale była ogromnym krokiem dla jego jakości…:) Do Trattorii la Cantina zapewne nigdy bym nie trafiła, gdyby nie pracująca w GUMedzie Mama. Bo kto by pomyślał, że w tej szpitalnej okolicy można trafić na taką feerię smaków, zwłaszcza że szpital i dobre jedzenie nigdy nie chodzą w parze? Ale o dziwo restauracja serwuje naprawdę wyborne dania i z ręką na sercu mogę polecić ją wszystkim fanom włoskiej kuchni, bo sądzę, że nie będą zawiedzeni (ale to oczywiście zdanie mnie-żółtodzioba włoskiego gotowania). Samo zaś usytuowanie knajpy również wydaje się być strzałem w dziesiątkę – ogólnoświatowy trend umiejscawiania urokliwych gastronomii w okolicy masowych miejsc pracy do tej pory omijał GUMed, a przecież helooł – pracuje i studiuje tutaj kilka tysięcy osób, przy czym część z nich zarabia grubo ponad średnią krajową i też lubi dobrze zjeść. Czemu więc sama nie wpadłam na to, aby otworzyć tu knajpę, no czemu?!
Niewątpliwie o uroku tego miejsca decyduje starannie przemyślany wystrój, dopracowany nawet w najdrobniejszych szczegółach.

Niewątpliwie o uroku tego miejsca decyduje starannie przemyślany wystrój, dopracowany nawet w najdrobniejszych szczegółach.

A chętnych klientów nie brakuje – ostatnie odwiedziny były moimi drugimi, wcześniej pojawiłam się tutaj wczesnym popołudniem w środku tygodnia i za każdym razem ponad połowa stolików była zajęta. Nie dziwi mnie to wcale, bo w menu znajdują się naprawdę wyborne dania – od toskańskich przystawek i zup-kremów, przez oczywiście pizze, pasty, dania mięsne i owoce morza, kończąc na włoskich deserach, zwłaszcza tiramisu, które pomimo mojej nietolerancji wszystkiego, co kawowe, patrzyło na mnie spod lady niczym kot ze Shreka. Chociaż nie uległam jego wdziękom, to jestem w stanie uwierzyć, że pozbawiłam się tym samym ogromnej dawki przyjemności. Zamówiłam natomiast krem z pomidorów, który był idealnie pomidorowy, oraz spaghetti alla Carbonara, która z kolei była idealnie carbonarowa. Luby mój za bardzo wziął sobie do serca, że trafiliśmy do knajpy w piątek (a zważywszy na jego przekonania religijne, to zupełnie nie w jego stylu) i poszedł w rybne smaki – na pierwszy rzut zupa rybna (która okazała się być raczej zupą z owoców morza, ale ponoć pycha), a na drugie spaghetti z owocami morza, z sosem pomidorowym. Oboje wyszliśmy z Trattorii la Cantina w pełni usatysfakcjonowani i gotowi na popołudniową sjestę w równie włoskim stylu, co nasz obiad. Zainteresowanym dodam, że wizyta w tej knajpie nie uszczupli aż tak bardzo rodzinnego budżetu (średnio za dwudaniowy posiłek musimy się tutaj liczyć z wydatkiem rzędu 40 zł). A zresztą umówmy się – czymże są pieniądze gdy chodzi o wyborny włoski makaron…?:) 141019_trattoria2 PS. Z wrażeń kulinarnych nie zrobiłam zdjęć samego wnętrza, ale z pomocą przyszedł oczywiście Internet.