Top

Czy macie jakieś niezawodne sposoby na zmotywowanie się? Na pozbieranie do kupy? Na postawienie do pionu? Ogarnięcie? Jakaś mikstura, przepis na magiczne ciasteczka, proszek Fiuu(bździu) albo inny bajer, dzięki któremu momentalnie człowiekowi oczyszcza się umysł, a pozycje w terminarzu układają same? Podzielcie się, błagam, przekażcie mi tę tajemną wiedzę, bo sama próbuję znaleźć na to jakiś sposób, jakiś myk, ale jak dotąd z marnym skutkiem. Chociaż w ostatnich dniach widzę postępy, to jednak moja postawa wciąż pozostawia mi wiele do życzenia. Wiele.

Dla mnie jedyny, choć nadzwyczaj banalny, sposób na ogarnięcie się to rozpisanie sytuacji i rozłożenie jej na czynniki pierwsze. Wszystko zaczyna się od kartki papieru – może być taka pusta, wyjęta  z drukarki, może to być strona kalendarza, organizera, cokolwiek – byleby czysta, tak aby zacząć od zera. Robię tabelę, mapę myśli lub oś czasu, tak aby mieć namacalny dowód na to, że to, co do tej pory było nie do ogarnięcia, jednak ogarnąć się da. Że można to poukładać też w rzeczywistości, no bo skoro udało mi się to uporządkować na papierze, to czemu w realu miało by się nie powieść? Daje mi to takie złudne poczucie ładu, tak jakby ta kartka miała błyskawicznie poukładać całe moje życie. Efekt może nie jest tak nagły, ale to zawsze pierwszy krok w kierunku tego lepszego, poukładanego życia – takie przynajmniej odnoszę wrażenie. No i jest jeszcze jedna sprawa – czynniki pierwsze. Gdy mam całą masę rzeczy do zrobienia, zaczynam od tych najprostszych. W perspektywie czeka mnie przygotowanie kolejnego etapu projektu semestralnego, ale w pierwszej kolejności wypastuję buty. Wkrótce pierwsze rozliczenie z postępów w pisaniu magisterki, ale przecież najpierw muszę uporządkować zawartość piórnika. Albo portfela. A najśmieszniejsze jest w tym to, że wcale moje działanie nie kończy się na tym „czynniku pierwszym”, na tej najprostszej, prozaicznej czynności – wbrew pozorom później przechodzę do tego projektu czy pracy magisterskiej i idzie mi to o wiele szybciej, niż gdyby buty nie zostały wyczyszczone, a piórnik wciąż leżałby w szafce pełen bajzlu.

141023_movember1

Ostatnio moje dwa sposoby nieco zawodzą, ale szczerze liczę na to, że listopad, ten parszywy November stanie się moim MOVEmbrem. Poniekąd pomóc mi powinien sporządzony nie tak dawno manifest, bo chociaż moja sytuacja zawodowa uległa sporej zmianie, to jednak jego postulaty są nadal adekwatne. Wciąż muszę dokonywać wyborów, wciąż muszę pamiętać o czasie wolnym na pomalowanie paznokci (i ich wyschnięcie – znów spojrzałam na mój aktualny manicure…), wciąż muszę motywować się do tych całych aktywności (jak dotąd nie było tygodnia, abym zaliczyła ich cztery, ale średnia trzy też mnie zadowala). Także dalej będę starała wprowadzać w życie mój manifest, a w ramach przyspieszenia obrotów listopad ogłaszam miesiącem ruszenia dupska, tak właśnie – tego ciężkiego dupska, które właśnie siedzi przed komputerem. Tegoroczny listopad to mój #MOVEmber. Dołączasz?

Źródła zdjęć na licencji CC: 1, 2.