Top

Niezależnie od tego, czy wybieracie się na Open’era, Orange Warsaw Festival, Live Festival, Life Festival czy jakiekolwiek inne wydarzenie muzyczne o podobnej skali, warto przed wyjściem z domu zabrać ze sobą kilka rzeczy, które uprzyjemnią Wam zabawę. Chociaż gdy przychodzi do sprawy festiwalu, praktyczność stawiam na równi z modą (tak, tak, wiem-  “żenada”! gila mnie to akurat), to zdaję sobie sprawę, że w pewnych przypadkach trzeba jednak postawić na tą pierwszą, tak aby później móc w pełni oddać się zabawie, a nie cierpieć z powodu jakiegoś dyskomfortu. Jako zaprawiona festiwalowiczka, która już na niejednym polu namiotowym spała, przedstawię Wam listę gadżetów, które na pewno znajdą się w mojej torbie, gdy we wtorek wieczorem wyruszę w stronę gdyńskiego Kosakowa. Nie ukrywam, że lista ta jest tworzona z myślą o kobietach, ale panowie śmiało – warto czerpać wiedzę z dobrych wzorców ;))

150625_gadzety

1. Mocne, wysokie buty, o które nie trzeba się martwić. Być może śmieszy Was widok tych dziwnych typiarek, które w pełnym słońcu i upale zasuwają po terenie festiwalu w wysokich, z pozoru za ciepłych na te warunki butach. Tak, nietrudno się domyślić, że jestem jedną z nich 😉 Ale zaręczam, że nie istnieje wygodniejszy model butów na plenerową imprezę muzyczną od tzw. “worker boots”. Nie stresuję się błotem, trawą, tłumem, który stanowi potencjalne zagrożenie dla czystości mojego obuwia. O workery można się nie martwić, bo w starciu z większością modeli biją inne na głowę. Jest jednak warunek konieczny – muszą być skórzane, wtedy stopa oddycha i można mieć gdzieś rażące słońce. Przetestowałam to rozwiązanie wielokrotnie i naprawdę polecam. Podczas letnich wyprzedaży często można upolować podobne buty w atrakcyjnych cenach, ja swoje zakupiłam kilka lat temu w Stradivariusie – często widuję tam tego typu obuwie, więc może uda się coś dorwać przed Open’erem!

2. Power bank. To jeden z tych nowszych gadżetów w moim festiwalowym życiu, ale mega się przydaje. Kiedyś z pomocą w ładowaniu telefonu przychodził Greenpeace, który na Open’erze rozstawiał swoją strefę ekologicznego zasilania telefonów. Teraz nie trzeba liczyć na pomoc zielonych, wystarczy zaopatrzyć się we własny. Porządny power bank da radę kupić już za niecałe 100 zł, tak że nie jest to uciążliwa inwestycja.

3. Nerka jest moim zdaniem dużo wygodniejsza od torebek, zwłaszcza gdy skacze się do piosenki ulubionego zespołu w tłumie kilku tysięcy ludzi.

4. Peleryna przeciwdeszczowa. Minęły już te czasy, w których ponczo chroniące nas przed deszczem wykonane było z siatki niczym ze spożywczego i żyło maksymalnie tylko kilka godzin. Co jakiś czas w sklepach (na pewno w H&M) pojawiają się peleryny wykonane z trwalszego materiału i polecam każdemu uczestnikowi festiwali zaopatrzyć się w taki gadżet! Nie raz ratowała mi życie podczas koncertów. Moja (dokładnie jak ta na zdjęciu powyżej) pochodzi z kolekcji “H&M against AIDS”, kosztowała zaledwie 19,90zł i przeżyła ze mną już wiele imprez i wyjazdów. Jakby to powiedzieć – to taki “MUST HAVE” 😉

5. Poduszka to coś, o czym niekoniecznie pamiętamy gdy wybieramy się na pole namiotowe. O namiocie, karimacie czy śpiworze pamięta każdy, ale poducha to już nie taka oczywista sprawa. Jednak po czterech nocach na festiwalowym campingu człowiek może dotkliwie odczuć jej brak, więc przypominam Wam, abyście pamiętali o swoich 😉

6. Kapelusz. To, że na festiwalach większość dziewczyn zasuwa w kapeluszu, nie jest (tylko) kwestią mody, ale wręcz bezpieczeństwa – teren imprezy jest zazwyczaj otwarty, przez kilka godzin pozostajemy w słońcu i jeśli się odpowiednio nie uchronimy przed promieniowaniem, może skończyć się źle. A skoro powszechną rozrywką na koncertach jest spożywanie dużych ilości wysokoprocentowych trunków, kapelusz jest tym bardziej wskazany. Osobiście polecam zwykły, JASNY słomkowy model, tak aby głowa nam się nie zapociła 😉

7. Wszystko, co wilgotne, szybkoschnące, odświeżające i dezynfekujące jest konieczne. Carex – mój osobisty hit! Bardzo przydaje się na festiwalu, gdzie z czystością toalet różnie bywa. Na polu namiotowym z kolei przydadzą się chusteczki do demakijażu i jeszcze te drugie, same-wiecie-jakie. Nie każdy pamięta o zakupie tego typu kosmetyków, więc przypominam Wam zawczasu 😉

8. Klapki pojawiły się tutaj tylko i wyłącznie z myślą o osobach śpiących na polu namiotowym – na teren festiwalu w klapkach nie wchodzimy, pamiętajcie! 😛 Ale na campingu są na wagę złota: po pierwsze z oczywistych względów związanych z prysznicami, ale również dlatego, że po wielu godzinach śmigania w workerach albo innych zabudowanych butach, docenia się każdą chwilę spędzoną w wygodnych, odkrytych papuciach 😉 Stąd będąc na terenie pola namiotowego praktycznie nie zakładam innego obuwia niż właśnie klapki (no, pomijając chwile powodzi, gdy jedyną opcją są kalosze – o nich za chwilę).

9. Filtry słoneczne, podobnie jak kapelusz, polecam ze względów bezpieczeństwa, ale również wygody. Jeśli spieczemy sobie skórę pierwszego dnia, czekają nas męki przez wszystkie pozostałe, więc lepiej się od tego ubezpieczyć 😉 Jestem z tych, którzy od słońca muszą wręcz uciekać, więc dla mnie filtr SPF 50 to podstawa – polecam linię filtrów Iwostin, świetnie się sprawdza. Dla mniej wymagających pozostaje opcja podkładu z ochroną słoneczną, taki też znajdziemy w ofercie Iwostin (to żaden product placement, po prostu szczera rekomendacja ;)).

10. O okularach przeciwsłonecznych pewnie nikomu nie muszę przypominać, ale w razie gdyby jednak jakaś sierotka się znalazła to PRZYPOMINAM 😉

11. Lusterko! Chociaż w łazienkach na polu namiotowym są lustra i umywalki, to ze względu na duże obłożenie staram się spędzać w nich jak najmniej czasu. Rok temu nie pomyślałam o tym wcześniej i malowałam się w namiocie patrząc w przednią kamerkę telefonu – nie polecam, wychodzą dziwne bohomazy 😉 Więc jeśli śpicie na campingu, a do porannej toalety potrzebujecie lustra, polecam zaopatrzyć się we własne (np. takie  w wersji ze szczotką, przyda się na pewno!).

12. Na koniec nie mogę nie wspomnieć o kaloszach 🙂 Przykładowo edycje Open’era dzieli się na te słoneczne i te o zapachu kaloszy 😉 Niezależnie od tego, czy prognozy zapowiadają suszę i +30 stopni, kalosze warto ze sobą zabrać, bo z doświadczenia wiem, że pogoda bywa kapryśna. Co prawda w przypadku deszczu w pobliżu festiwalu spotkać można mnóstwo handlarzy kaloszami, to jednak ich jakość i cena pozostawia wiele do życzenia i chyba bez sensu się niepotrzebnie denerwować 🙂 Zatem pakujcie kalosze i wsio!

***

Do rozpoczęcia Open’er Festival 2015 pozostało 6 dni, do uruchomienia campingu – 5. Jest jeszcze sporo czasu, aby skompletować niezbędnik festiwalowicza, więc do dzieła 🙂 Lepiej nagimnastykować się teraz i zaopatrzyć w co trzeba, aniżeli tracić przyjemność imprezowania z powodu oparzeń słonecznych, zalanych butów czy rozładowanego telefonu 🙂

Źródła zdjęć do kolażu: szeroko pojęty internet i materiały prasowe