Top

W dniu jubileuszu mojego Lubego przypadkiem trafiliśmy do Gdyni, która do tej pory kojarzy mi się tylko z dwoma wydarzeniami – Open’erem i Biegiem Świętojańskim. Akurat oba te eventy zbliżają się wielkimi krokami, więc nasza wczorajsza wizyta w tej części Trójmiasta była takim before-party, nastrajającym nas na nadchodzące imprezy. W rzeczywistości przybyliśmy do niej w konkretnym celu – aby dobrze zjeść. Ponieważ były to urodziny Lubego, to on zdecydował, że tego dnia będziemy się stołować w burgerowni. Początkowo kierowaliśmy się do Śródmieścia, jednak mijając po drodze nowo otwarty Bobby Burger szybko zmieniliśmy plany. Czy była to dobra decyzja? Hmm…

Nie miałam wcześniej okazji być w żadnym innym lokalu tej sieci (za sprawą ich aktywności w social media kojarzyłam jedynie warszawską filię, a tymczasem jedna jest też w Gdańsku!), więc jako debiutantka bez wyrobionego zdania oceniałam Bobby’ego od podstaw – menu, obsługa, wystrój… Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne, właśnie za sprawą wnętrza. Lokal przy Świętojańskiej ma dość ciekawą architekturę – jest dwupoziomowy, na dole znajduje się kilka stolików z oknem na ulicę oraz toaleta i zaplecze, natomiast na piętrze ulokowana została bar z kasą, kuchnia i pozostałe miejsca dla gości. O ile dolny poziom jest nieskomplikowany pod względem układu pomieszczeń, to na górze jest dość ciekawie – liczne ścianki i grube filary sprawiają, że restauracja sprawia wrażenie bardziej “intymnej” ze względu na te zakamarki. Tradycyjnie jest też duży, wysoki stół-ława, który (jak wynika z fotografii innych filii sieci) należy do charakterystycznych elementów Bobby’ego i który pomieści kilka(naście) osób przy jednym blacie.

150611_BB3Poza ciekawym układem, wystrój absolutnie trafił w moje gusta, co przy okazji oznacza, że wpisuje się w aktualne trendy wnętrzarskie i wygląda jak tysiąc innych bistro 😉 Białe kafle, jasne drewno, czarno-białe ściany połączone z meblami w mocniejszych kolorach – o ile w Surf Burgerze na Garncarskiej dominują odcienie niebieskiego/seledynu, to tutaj króluje czerń i żółć. Idealnie trafili, bo żółty jest moim osobistym hitem jeśli chodzi o ulubione kolory w ostatnim czasie 😉 Tym samym z przyjemnością rozglądałam się po wnętrzu Bobby Burgera na Świętojańskiej. Z jeszcze większą przyjemnością odkryłam, że na ogromnym regale sięgającym od podłogi aż po sufit powoli zaczynają się pojawiać… planszówki! Ponieważ to jedno z moich ulubionych hobby, każdy lokal idący w planszówkową stronę ma u mnie na wejściu ogromnego plusa – zwłaszcza, że w Trójmieście wciąż niewiele restauracji i pubów zainwestowało w zakup gier. Trudno mi to zrozumieć, bo planszówki wydają mi się być idealnym wabikiem na klientów – wczoraj z Lubym z ogromną przyjemnością rozegraliśmy partyjkę “Pędzących żółwi” w oczekiwaniu na zamówione jedzenie.

No właśnie, napisałam już chyba wszystko, tylko nie najważniejsze – JEDZENIE! Jakie było? Cóż, miałam okazję próbować już burgerów z różnych bistro, w różnych kombinacjach smakowych. Mam osobistego faworyta, jednak jego pozycja nie jest na tyle silna, aby zniechęcić mnie do konkurencji. Pierwsze, na co zwróciłam uwagę w menu Bobby Burgera to ciekawe połączenia smakowe burgerów, z niektórymi nie spotkałam się wcześniej. Postanowiłam spróbować jednej z takich “nowości” i wybrałam burgera z grillowaną papryką, cukinią i serem kozim. Do tego skusiłam się na waniliowego shake’a. Tymczasem Luby wybrał double hot bacon w zestawie z frytkami i lemoniadą (darmową, pod warunkiem zachek-inowania się w bistro na Facebook’u;)). Jak wrażenia? On zachwycony – z jednej strony jego burger był bardzo ostry (to za sprawą papryczek jalapeño), a z drugiej pozostałe składniki idealnie równoważyły tę ostrość łagodniejszym smakiem (tak przynajmniej stwierdził Luby). Jeśli chodzi o mój wybór, z grillowanymi warzywami, to zachwyt był nieco mniejszy – owszem, połączenie smakowe bardzo dobre, warzywka smaczne, soczyste, jednak mięso wydało mi się nieco niedoprawione. Wiadomo, że we wszystkich daniach z grillowanymi/gotowanymi warzywami kluczem są przyprawy, tutaj niestety właśnie tego zabrakło. Jednak z podobnym problemem (niedoprawionym mięsem) spotkałam się u mojego burgerowego faworyta, więc może to jakiś ogólnobranżowy trend – nie wiem, nie znam się 😉

Podsumowując wizytę w Bobby Burger na Świętojańskiej – na pewno warto spróbować ze względu na inne smaki burgrów (koneserzy docenią to zróżnicowanie!), wystrój wnętrza i… planszówki! Miejmy nadzieję, że właściciele lokalu pójdą dalej w tym kierunku i będą stale rozwijać swoją ofertę gier, tak aby umilić czas wszystkim klientom. Dla mnie jest to strzał w dziesiątkę, a dodając do tego świetny design wnętrza jestem w stanie wybaczyć im nawet tego niedoprawionego kotleta. Jednym słowem – polecam 🙂