Top
W posiadanie tego poradnika weszłam w sposób zupełnie przypadkowy: Luby odwiedzał wyprzedaż garażową organizowaną na jego osiedlu i na jednym stoisku trafił na kilka egzemplarzy „Bloga“, opatrzonych nawet autografem autora. Złotówka wydana na zakup tej książki była najlepszą inwestycją, jaką Luby kiedykolwiek poczynił w imię dobra mojego bloga. I to nie tylko dlatego, że była to jego jedyna taka inwestycja… Zanim jednak zasiadłam w fotelu, aby oddać się lekturze, minęło sporo czasu. „Blog“ zalegał na mojej skromnej książkowej półce przez wiele miesięcy, aż zimą tego roku rozpętała się afera ze znanymi szafiarkami w rolach głównych – pewnie pamiętacie słynną listę płac, którą opublikował Pudelek. Głos w tej sprawie zabrał oczywiście Tomek Tomczyk, czyli Kominek, obecnie publikujący na blogu jasonhunt.pl. Na wstępie bez bicia się przyznam, że nie należę do grona jego stałych czytelników, ba, w życiu przeczytałam tylko jeden jego tekst traktujący o budyniu Dr Oetkera. Co więcej, stało się to tylko dlatego, że moja praca inżynierska dotyczyła właśnie tej firmy, a artykuł Kominka na jej temat wypadł jako jeden z pierwszych wyników w Google. Jego postać znam jednak z imprez blogosfery, szczególnie Blog Forum Gdańsk, gdzie występował jako prelegent, a w zeszłym roku (ramię w ramię ze mną, hehe) odbierał również jedną z nagród. Wracając jednak do sedna, pomimo niskiego stopnia obeznania z jego artykułami wiem, że należy on do osób szczycących się tworzeniem własnego portalu opiniotwórczego i broniących imienia szeroko pojętej blogosfery. Nie zdziwił mnie zatem jego artykuł odnoszący się do sprawy listy płac znanych szafiarek, w którym prześmiewców profesji blogera określał epitetami pokroju „idioci“ czy „głupcy“. Jego słowa przemówiły do mnie w stu procentach, nawet pomimo niechęci jaką odczuwam do kilku szafiarek, których sprawa dotyczyła (moja niechęć jest jednak poparta wieloletnimi obserwacjami, a nie chwilową frustracją, zapewniam). To właśnie ten tekst sprawił, że automatycznie sięgnęłam po zalegający na półce poradnik i postanowiłam dowiedzieć się, co jeszcze Kominek ma do powiedzenia na temat blogowania. Zwłaszcza, że do swoich książek nawiązał właśnie we wspomnianym artykule, podkreślając, że wszyscy chcący prowadzić swoją stronę na jak najwyższym poziomie powinni do tych lektur zajrzeć. No to zajrzałam. Ciężko jest mi powiedzieć, jakie konkretne, podane czarno-na-białym wskazówki techniczne odnajdziemy w tych pozycjach, chociaż pewnie jest ich sporo. To, co zwróciło moją uwagę to przede wszystkim świetny styl pisania poradnika oraz jego ogólny wydźwięk, który na mnie zadziałał i to bardzo. Jeśli chodzi o pierwszy wspomniany aspekt, książka podzielona jest na kilka głównych części, a każda z nich składa się z wielu podrozdziałów, z których niektóre liczą sobie tylko 2-3 strony. Jednak pomimo takiego „rozdrobnienia“ tekstu, całość czyta się bardzo dobrze, ponieważ każda część zwinnie nawiązuje do następnej. Był to jeden z niewielu przeczytanych przeze mnie poradników i pomimo moich obaw o totalny brak rozrywki i nudę, po prostu, o „Blogu“ złego słowa powiedzieć nie mogę. Nie oznacza to jednak, że we wszystkim, co w nim przeczytałam, zgadzam się z autorem (nie byłabym sobą niemając jakiegoś „ale“) – nieraz jego słowa wydawały mi się mocno przesadzone, inne po prostu niedorzeczne, ale jest coś, co z tej książki wyniosłam, co zastosowałam w moim blogowaniu i co już przynosi efekty. Co to takiego? Pewność siebie i swojej pracy. Jakimś sposobem Kominek sprawił, że nabrałam większego przekonania do tworzenia i publikowania tekstów, w takim sensie, że przestałam obawiać się swoich aspiracji i postanowiłam twardo stąpać blogowej ziemi. Wielokrotnie w książce przeczytałam, że trzeba szanować siebie jako autora i swojego bloga jako efekt twórczości, że trzeba się cenić, że trzeba mierzyć wysoko, bo tylko tacy ludzie osiągają sukcesy. Jego „mądrości“ pewnie można przełożyć na wiele sfer życia, ja jednak nie wynosiłam ich poza sprawy blogowania. Efektem tego jest chociażby nowy wygląd mojej strony, który możecie podziwiać (!) od kilku tygodni i z którego osobiście jestem bardzo zadowolona. Przestrzegę jednak tych wszystkich, którzy mają nadzieję na błyskotliwą karierę w internetach po przeczytaniu poradnika Kominka – ani przez chwilę nie sugerował on bowiem, że profesja blogera jest dla dobra wszystkich. Ba, niejednokrotnie podkreślał, że kasa i splendor są jedynie efektami ubocznymi twórczości w sieci, ponieważ przychodzą tylko do tych, którzy faktycznie mają coś do powiedzenia i do pokazania. Bo tylko takich ludzi chce się czytać i oglądać, więc ostatecznie to do nich trafiają tłumy czytelników, a w późniejszym etapie także reklamodawców. Kominek niejednokrotnie podkreślał, że tylko ludzie wyjątkowi i charyzmatyczni przebiją się na powierzchnię, przez ocean pseudoblogów i pseudotwórców, którzy przetrwają maksymalnie sezon lub dwa. Brzmi to dość patetycznie, a niektórym wyda się wręcz aroganckie, ale tak to właśnie działa i w tym z Kominkiem w pełni się zgadzam. Współcześnie główny konflikt na linii blogerzy-zwykli śmiertelnicy oscyluje wokół powszechnej opinii społeczeństwa, że „za kogo blogerzy się mają“ i że „każdy może robić zdjęcia ciuchów czy pisać recenzje smartfonów, a potem trzepać hajs za lajki“. Oczywiście, że każdy może, rzecz w tym, że większości się nie chce. Większość woli wejść na Pudelka i obrzucić wszystkich blogerów gównem, wyzywając ich od najgorszych beztalenci. Nie twierdzę, że „śmietanka“ polskiej blogosfery to najwybitniejsi ludzie w kraju, bo tak nie jest, ale na pewno są to jedni z najaktywniejszych i najbardziej pracowitych osób, a takich w Polsce coraz trudniej spotkać. O tym również pisze Tomek Tomczyk w swojej książce „Blog“ i to kolejna rzecz, w której go popieram. Że każdy „może“, ale tylko niewielu „chce“. O ile świat i nasz kraj byłby piękniejszy, gdybyśmy wyzbyli się tego lenistwa i zamiast drogi na skróty, wybieralibyśmy tylko wyżyny naszych możliwości <3 Przeczytanie poradnika Kominka nie naprawi błędów ludzkości, ale dla blogerów to na pewno cenna lekcja, na której obecność uważam za obowiązkową.