Top

Zgodnie z powszechnym mniemaniem, gorzej już być nie może: jestem babą, blondynką i kierowcą zarazem. Co więcej, ciemną blondynką, więc katastrofa praktycznie gotowa! A żeby tego było mało, uważam, że prowadzenie samochodu idzie mi całkiem zgrabnie i podtrzymam tę opinię nawet jeśli u innych wywoła salwy śmiechu. I don’t care. Muszę również przyznać, że nic nie jest równie niezawodnym źródłem mojej codziennej frustracji jak jazda autem po mieście. Gdyby ktoś kiedyś zamontował mi ukrytą kamerę w samochodzie, poznalibyście mnie z zupełnie innej, chyba nikomu nieznanej strony. I tak wczoraj, będąc uczestniczką kolejnego sporu w ruchu drogowym (takim, w którym stroną przeciwną jest kompletnie nieświadomy swojej roli kierowca drugiego pojazdu), doszłam do wniosku, że chyba muszę zabrać głos w sprawie zasad poruszania się pojazdem mechanicznym. Przywołanie siedmiu niewybaczalnych grzechów głównych kierowców nie zajęło mi dużo czasu. Oto i one.

I. Super, że jesteś wyluzowany i ci się nie spieszy, ale ruszaj spod tych świateł szybciej, do cholery!

To z pewnością cudowne uczucie być wolnym od zmartwień, stresów i naglących terminów. Bardzo chciałabym kiedyś zasmakować jazdy samochodem dla czystej przyjemności jeżdżenia, a nie dla spełnienia konkretnego celu, tj. dostania się z miejsca A do miejsca B. Zazdroszczę tym wszystkim, którzy mają ten luksus i nie muszą się spieszyć, aby być gdzieś w określonym czasie. Chwała im za ich spokój ducha, ale do jasnej cholery, jak zapala się zielone, niech szybciej ruszają cztery litery swojego pojazdu spod świateł! Nie ma nic gorszego niż kierowca-egoista, któremu nie spieszy się z wrzuceniem jedynki i ruszeniem z miejsca, w myśl zasady “przecież zdążę przejechać”. Super, że ci się uda, szkoda tylko że kilka aut stojących za tobą będzie musiało poczekać na kolejną zmianę sygnalizacji, która na niektórych skrzyżowaniach w mieście nadchodzi po bardzo długim czasie…

II. Niech piekło pochłonie wszystkich nadużywających jazdy “na suwak”. I tych, którzy im na to pozwalają.

Nie mam nic przeciwko wpuszczaniu przed siebie aut, które muszą opuścić swój pas ze względu na zwężenie drogi czy remonty itp. Zawsze staram się ustępować takim samochodom, bo to przecież normalne, i nawet przepisy tego wymagają. Ale jeśli widzę, że na jednym pasie stoi grzecznie sznurek samochodów, a lewym, wolnym pasem zasuwa jakiś cwaniak z zimnym łokciem i na chama wciska się na sam początek kolejki, to mnie krew zalewa. Zawsze wtedy (na głos, oczywiście) wyrażam swoje ubolewanie nad a) jego cwaniactwem, b) frajerstwem tego, który go wpuszcza. Rozumiem, że ciężko jest czasem wystać w korku, sama wolę jeździć wszelkimi możliwymi objazdami niż kilka minut stać w miejscu, ale trudno, czasem trzeba. Dlaczego niektórym tak ciężko to zrozumieć?!

III. Wiem, że mam zajebisty tyłek, ale nie musisz mi na nim siedzieć.

O Matko i córko, takich to trzeba po prostu tępić. Nie mam prawa jazdy od wczoraj (tak naprawdę to za miesiąc minie 6 lat, jak poruszam się samochodem, HELOOŁ!) i przecież wiem, że po skończonym manewrze wyprzedzania należy zająć prawy pas. Zawsze to robię, chyba że za chwilę będę skręcać w lewo. W każdym innym przypadku grzecznie zajmę miejsce przy prawej krawędzi jezdni. No ale nie, ten bezczel w audicy czy VW’nie nie może poczekać tych kilku sekund, aż skończę wyprzedzać inny pojazd, więc najeżdża mi na tył samochodu, tak blisko, że w lusterku widzę już tylko część jego auta. Przecież mu się spieszy, a nawet jeśli mu się nie spieszy, to przecież nie będzie jechał za jakimś japońskim rzęchem, prawda? Proste! W takim wypadku, jeśli nie mogę zająć prawego pasa od razu, powinnam chyba zjechać na środkową nitkę zieleni, albo lepiej – katapultować się z całym tym japońskim rzęchem, byle tylko kurdupel z audicy mógł przejeć TERAZ, ZARAZ, JUŻ! A nie daj Bóg wyrażę swoją opinię wyciągnięciem środkowego palca – zemsta kurdupla gwarantowana. Mogę liczyć na hamowanie co kilka sekund aż do końca wspólnej trasy. [*] Uczcijmy chwilą ciszy tych małych, niespokojnych… Oczywiście, nie tylko kurdupli cechuje taka niecierpliwość, to tylko moje podłe uogólnienie, poparte niestety kilkuletnimi obserwacjami.

IV. Niby cwaniak, a pierdoła, ale jednak cwaniak. Zdecyduj się!

Źródło mojej największej frustracji. Sytuacja sprzed kilku dni: jadę drogą wyjazdową z mojego osiedla, przede mną stuningowane polo albo inny golf: przyciemnione szyby, lansiarskie światła, naklejka pitbulla na tylnej szybie. Myślę sobie: cwaniak. Szybko zmieniam zdanie, bo kierowca przy ograniczeniu do 40 km/h jedzie max. 20 km/h. Na hopkach, które naprawdę nie należą do wysokich, zwalnia do 0 km/h (słownie: do zera kilometrów na godzinę). Hopek takich na osiedlu mamy 3, stąd po szybkiej kalkulacji wychodzi: trzy razy musiałam się za typem zatrzymać. Myślę sobie: chyba wóz pożyczył od cwaniaka, bo za kierownicą na pewno cwaniak nie siedzi. Wtem dojeżdżamy do skrzyżowania z dużą gdańską wylotówką, polo nadal jedzie wolno, mimo że zielone świeci po oczach niczym gigantyczny szmaragd. W końcu zapala się żółte, a po nim czerwone. Myślę sobie: no to postoimy. Ale niee, nie z tym polo. Koleś wrzuca turbo bieg, bez włączania kierunkowskazu (to dla frajerów!) skręca z piskiem opon w prawo, wymuszając pierwszeństwo przed ruszającymi już z prostopadłej jezdni pojazdami. A ja stoję grzecznie na światłach, a w kieszeni nóż mi się otwiera. Prośba do wszystkich pierdół i cwaniaków: zawsze bądźcie sobą i nigdy z tej ścieżki nie zbaczajcie. Litości, zdecydujcie się!!!

V. “A se stanę.”

Studiując na Politechnice Gdańskiej codziennie jestem świadkiem tej samej komedii… Przejście dla pieszych? Kto tu widział jakiś pieszych? Parkuję! Półtora metra wolnego przejścia? Czy wystarczy pół? Przecież Polacy to szczupły naród! Na chodniku zmieszczą się w rządku trzy samochody? Super, stanę tak, żebym zmieścił się tylko ja! […] Dramat, nie komedia. Karny k…as to za mało.

VI. Jak się popieści, to się zawsze zmieści. – No właśnie nie zawsze, nie zawsze…!

Bolączka zarówno kierowców samochodów, jak i osób poruszających się komunikacją miejską. Ile razy zdarzyło Wam się stać w miejscu mimo zielonego światła, bo palant(ka) postanowiła dopchać się na ostatniego na poprzeczny pas, tarasując tym samym Wasz przejazd? Dzień jak co dzień, co? No właśnie… Może zasada o pieszczeniu i mieszczeniu jest skuteczna w sypialni, ale zdecydowanie nie na drodze. W Gdańsku zdarza się to codziennie, chociażby na skrzyżowaniu Łostowickiej z Kartuską, na Hucisku z kolei co rusz zablokowany zostaje tramwaj. Bardzo podoba mi się to, że motorniczy nieraz trąbią (tj. dryndają) na taką sierotę w wozie aż do momentu, gdy ta (ten) w końcu się ruszy, nawet jeśli fizycznie nie ma możliwości ustąpienia od razu. A niech się denerwuje i stresuje, niech ludzie patrzą, niech wiedzą, kto blokuje ruch na całym skrzyżowaniu! Czasem takie dryndanie trwa dobrych kilka minut i wiem, że jest bezcelowe (bo dany pojazd po prostu nie ma jak zjechać z torowiska), ale skoro inni się męczą, to niech i ten kierowca też się pomęczy. O!

VII. Klakson jest dla ludzi. Tak, dla kobiet też!

Ostatni grzech główny, może nieco mniej znaczący niż pozostałe, ale równie irytujący. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy kierowcy oburzają się, gdy ktoś zdobędzie się na odwagę, aby na nich trąbić. Co z tego, że zdrzemnęli się na światłach, że wymuszają pierwszeństwo albo powodują inne utrudnienie na drodze. Używasz klaksonu? Masz wpie…ol! – to niestety bardzo powszechna logika wśród kierujących. A ja nie rozumiem, dlaczego?! Jeśli sobie zasłużyłeś, od tego jest ten przycisk w kierownicy, aby ci o tym uświadomić. Oczywiście nieuzasadnione jest trąbienie w byle sprawie, np. jeśli ktoś o sekundę spóźnił się ze startem spod świateł, ale nawet jeśli – czy naprawdę konieczne jest ostentacyjne odwracanie się do tyłu, bluzganie, wymachiwanie pięściami, a w skrajnych przypadkach wysiadanie z wozu, aby face to face wyrazić swoje oburzenie? No heloł, chyba po to ten klakson montują, aby go wykorzystywać w odpowiednich przypadkach, czyż nie? Ale nieee, dla (rzekomo) zaprawionych kierowców to obraza majestatu, choćby się waliło i paliło, trąbnąć na niego nie można. A nie daj Bóg, jeśli klaksonu użyje baba…! Czy od trąbiącej kobiety kurczą się im jajka czy że o co chodzi? O co tyle hałasu?!

***

Wszystkie wyżej opisane grzechy główne powodują, że poruszając się codziennie samochodem z dnia na dzień przybywa mi zmarszczek na twarzy, mina staje się coraz bardziej ponura, a zasób przekleństw stale się powiększa. Z utęsknieniem czekam na moment uruchomienia Pomorskiej Kolei Metropolitarnej, która może się okazać najlepszą inwestycją miasta od lat. Najlepszą, bo fundującą wielu mieszkańcom (w tym mnie) święty spokój od samochodów. Ale przede wszystkim – od innych kierowców…

Zdjęcie na licencji CC: flickr.com