Top

Moje wypady do Warszawy zazwyczaj opierają się na dwóch aktywnościach – zakupach i wyjściach do teatru. Przy okazji sporo jem, sporo spaceruję i często bywam w kinie, ale to właśnie sklepy i teatry najczęściej przyciągają mnie do Stolicy. Nie mogłam sobie zatem odmówić kolejnej już wizyty w Teatrze Muzycznym Roma, aby poczuć iście grecką atmosferę, której mam nadzieję doświadczyć na żywo już niedługo, bo w sierpniu 🙂

150715_roma2W słynnej Romie bywałam wcześniej dwukrotnie – w 2006 roku (oemgie, to już tyle lat! jestem stara!) oglądałam tutaj spektakl “Wampiry”, natomiast dwa lata później podziwiałam legendarny musical “Upiór w Operze”. Pamiętam, że największe wrażenie zrobiła na mnie scenografia, która zmieniała się w zawrotnym tempie i która była absolutnym majstersztykiem. Na potrzeby scenariuszy, scenę zmieniano nie do poznania w ciągu kilku minut, aktorom zdarzyło się występować w tak różnych położeniach (np. na zawieszonej ścianie-platformie, która była w ciągłym ruchu), że ledwo nadążałam wzrokiem. A po skończonym występie, musiałam, mówiąc dobitnie, zbierać koparę z podłogi. Zmierzając w kierunku Romy w ubiegły wtorek zastanawiałam się, czym może mnie zachwycić sztuka pokroju “Mamma Mia!”, skoro jej sceneria to “tylko” grecka wyspa, a nie ponure lochy, zamczyska czy tajemnicza opera. Oj, jakże się myliłam.

Dopiero gdy zasiadłam w fotelu Teatru Muzycznego i rozejrzałam się po sali (uwielbiam wystrój tego miejsca!), dotarło do mnie, że to chyba niemożliwe nagle przenieść widzów w śródziemnomorski klimat, bez ruszania się z Warszawy. Ale myliłam się i chwała twórcom spektaklu za to 🙂 Bo gdy tylko kurtyna poszła w górę, od razu poczułam się jak na jednej z greckich wysp, zewsząd słychać było szum fal, a intensywny kolor błękitu pokrywający gigantyczny ekran LEDowy (stanowiący tło akcji) na kilka chwil przyćmił wszystko inne. Od tego momentu nie czułam się już, jakbym siedziała w teatrze, zamiast tego wyobrażałam sobie, że oto przyszedł 13 sierpnia i rozpoczęły się moje wielkie, greckie wakacje 🙂

mammamiaroma10

Poza kwestią scenografii, przed przybyciem do Romy nurtowało mnie jeszcze coś – jak twórcy spektaklu poradzą sobie z tekstami piosenek ABBY? Czy będą śpiewane po angielsku, czy wszystko zostanie przetłumaczone? Mając na uwadze zdolność tłumaczy do psucia oryginałów (“Wirujący seks” zawsze pozostanie tego najlepszym przykładem…), obawiałam się, co zrobią nieśmiertelnym szlagierom szwedzkiego kwartetu. Ale i w tym względzie czekała mnie miła niespodzianka – teksty faktycznie zostały przetłumaczone na polski, ale uczyniono to bardzo zgrabnie, a tam, gdzie po prostu nie sposób było ominąć angielskie sformułowania, zostawiano je niezmienione. Dzięki temu nietknięta została chociażby “dancing queen”, której obawiałam się najbardziej – wzdrygałam się już na samą myśl o refrenie z “tańczącą królową” 😉

Podsumowując, sztuka “Mamma Mia!” podobała mi się bardzo, przede wszystkim ze względu na wspomniany wcześniej grecki klimat (odliczam dni do mojej podróży:)) i, po raz kolejny, świetnie przygotowaną scenografię. Poza tym nie można nie docenić muzyki (granej na żywo przez orkiestrę!), śpiewu i tańców. Oczywiście wersja kinowa pozostaje bezkonkurencyjna, ale spektakl w Romie wypada przy niej co najmniej dobrze 🙂 A biorąc pod uwagę popularność i rozmach filmu z Meryl Streep, to naprawdę satysfakcjonująca nota.

roma_mamma_mia_fot_kajus_w_pyrz-5

Zdjęcia ze spektaklu – materiały prasowe Teatru Muzycznego Roma