Top

“Uwolnij swoją szafę”, “pozbądź się niepotrzebnych rzeczy” – to częste hasła zachęcające nas do opróżniania garderoby z nienoszonych ubrań. Tylko jak tego dokonać? Od kilku już lat z zadowalającym skutkiem udaje mi się raz na jakiś czas pozbyć nadwyżki odzieży. Nigdy nie ukrywałam swojej słabości do zakupów, czego efektem ubocznym jest oczywiście przepełniona szafa. Postanowiłam więc regularnie urządzać wyprzedaż rzeczy, które zalegają w jej czeluściach, a ponieważ całkiem zgrabnie mi to idzie, pomyślałam, że podzielę się z Wami paroma wskazówkami. Krok po kroku.

Jak dokonać selekcji?

Zanim zabierzesz się za sprzedaż, musisz zdecydować, których rzeczy chcesz się pozbyć. W moim przypadku to trudny etap, bo zwykle wmawiam sobie, że wszystkie ciuchy są mi potrzebne i na pewno je jeszcze założę 😉 W rzeczywistości jednak zalegają w szafie latami, więc od razu radzę Ci, aby patrzeć na swoją garderobę krytycznym okiem. Ostatnio ustaliłam sobie konkretny limit czasowy kwalifikujący ciuchy na sprzedaż – jeśli nie miałam ich na sobie ponad rok, wylatują! No, chyba, że to jakaś cenna pamiątka lub klasyka gatunku, wtedy warto ją zachować… 😉

Jakie rzeczy sprzedawać?

Nigdy nie łudziłam się, że uda mi się sprzedać wszystkie szmatki, więc i Tobie polecam pogodzenie się z tym faktem. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że niektóre ubrania są już mocno znoszone i raczej nikt nie skusi się na ich zakup, ale też dlatego, że z czasem stają się niemodne, a wydaje mi się, że rzeczy używane kupują w Internecie przede wszystkim osoby świadome swojego stylu i aktualnych trendów. Może to błędny wniosek, ale tak właśnie wynika z mojego kilkuletniego doświadczenia. Podobnie jak w przypadku selekcji, spójrz na sprawę krytycznie – czy będąc na miejscu “klienta” zdecydowałabyś się na zakup danego ciucha? Sama odpowiesz sobie na wszystkie pytania, jeśli tylko zachować krytyczność… 😉 Rzeczy, które nie przejdą tego testu zawsze wrzucam do kontenerów PCK – nie wiem, czy trafią do lumpeksów, na śmietnisko, czy naprawdę ktoś z nich skorzysta – ale robię to, bo czemu nie?

Jak wyceniać rzeczy?

Ceny ustalasz sama i masz prawo robić to wedle własnego uznania, ale z czasem Twoje pojęcie o wartości sprzedawanych ubrań zostanie zweryfikowane przez rynek 😉 Od samego początku starałam się dokonywać wyceny obiektywnie, w końcu wiele moich rzeczy kupowałam za sporą kwotę, a miałam je na sobie raz czy dwa razy, o ile nie wcale… Wydawało mi się, że za sukienkę, którą kupiłam za 170zł, mam prawo oczekiwać kwoty przynajmniej 60-70 zł. Ale po kilku latach wiem już, że to tak nie działa 😉 W Internecie rzeczy używane sprzedawane są za dużo niższe kwoty, na targach odzieży używanej za jeszcze niższe… A że tak czy siak nie noszę tych ubrań, to jestem już w stanie przeboleć ogromną różnicę między ceną zakupu a sprzedaży. W końcu lepiej mieć 20, 30 czy 40 zł za sztukę, a nie stertę nienoszonej odzieży!

Gdzie sprzedawać ubrania?

To niewątpliwie kluczowa kwestia. Osobiście próbowałam dwóch sposobów, więc mogę ocenić ich skuteczność – mowa tu o targach używanej odzieży organizowanych w Trójmieście oraz, oczywiście, o sprzedaży internetowej. Pierwszą metodę wypróbowałam dwa razy, raz była to duża impreza organizowana w jednej z galerii handlowych (Babi Targ), innym razem jakimś dziwnym trafem wylądowałam w siedzibie jakiejś fundacji, która urządzała ubraniowy SWAP dla kobiet. Pierwsze wydarzenie jest warte zainteresowania i jeśli tylko uruchomią zapisy do kolejnej edycji, koniecznie rozważ tę opcję. Druga… cóż, dziwne to było doświadczenie i kompletnie nie odnalazłam się w klimacie imprezy, ani już tym bardziej w towarzystwie… A i sprzedaż szła mi tam wyjątkowo opornie, bo odwiedzające liczyły na ubrania w tak śmiesznych cenach, że naprawdę nie byłam w stanie ich usatysfakcjonować 😉

Jeśli zaś chodzi o wystawianie ubrań w serwisach internetowych, próbowałam czterech portali – Allegro, Szafa.pl, Vinted i OLX (czyli Tablica.pl). Najlepiej idzie mi sprzedaż na Allegro, co prawda trzeba ponosić koszty prowizji i wystawienia przedmiotów na sprzedaż, ale przy niewysokich cenach nie są to duże kwoty. Sporo rzeczy ubyło mi z garderoby dzięki stronie Szafa.pl. Wcześniej był to serwis darmowy, teraz wprowadzili jakieś opłaty i od tego czasu już się stamtąd wycofałam 😉 Jeśli mam płacić, to wolę płacić Allegro, bo tam sprzedaję najwięcej ubrań. Na Vinted jestem od niedawna, podoba mi się sam system dodawania ubrań na swoją wirtualną półkę, przejrzystość oferty, łatwość w obsłudze. No i brak kosztów! Do tej pory udało mi się tam sprzedać jedną rzecz, więc szału nie ma, ale nie poddaję się 😉 Na OLX zdecydowałam się w ramach eksperymentu i nie był to eksperyment udany, więc nie podjęłam kolejnych prób. Zainteresowanie ofertami było zerowe.

Dobrym pomysłem jest wykorzystanie Facebook’a. Nie tylko wrzucam tam linki do moich aukcji, ale też zapisałam się do różnych grup dotyczących sprzedaży ubrań w mojej okolicy, w których publikuję zdjęcia ubrań na sprzedaż. Co ciekawe, nigdy nie zdarzyło się, aby ktoś z tych grup coś ode mnie kupił, ale stało się coś innego – w ten sposób o wyprzedaży mojej garderoby dowiedziały się moje koleżanki, którym pojawiła się informacja w news feedzie, i tym sposobem udało mi się paru z nich sprzedać całkiem sporo ciuchów 😉 Jest to wygodne tak dla mnie, jak i dla nich, więc wszyscy na tym korzystają!

Jak zwiększyć szansę na sprzedaż?

Zdjęcia to klucz do sukcesu – staram się je wykonywać jak należy, ubrania są zaprezentowane w atrakcyjny, ale prosty sposób, są czyste, uprasowane, odpowiednio oświetlone. Zdjęciami tak naprawdę zdobywa się uwagę klientów na aukcjach internetowych, bo wiadomo, że kupujący oceniają jakość rzeczy tylko na podstawie fotografii. Pocieszę Was jednak, że wcale nie muszą to być nie wiadomo jak profesjonalne sesje, ba, nawet nie musicie mieć do zdjęć żadnej modelki/modela – ja wszystkie ubrania prezentuję na wieszaku. Oczywiście, ciuch założony na kogoś zdecydowanie lepiej wygląda i z pewnością wskazane jest wykonywanie takich zdjęć, jednak można się obyć bez nich – patrz mój przykład 😉 Czasem, na wyraźną prośbę, robię zdjęcie ubrania na sobie i wysyłam zainteresowanej osobie, ale poza tymi wyjątkami wszystkie rzeczy prezentuję wiszące na wieszaku. I mimo to udaje mi się je sprzedać 😉

Czy coś jeszcze? Ostatnio zaczęłam dołączać do każdego ciuszka spis jego dokładnych wymiarów, tak aby ułatwić kupującemu dokonanie wyboru. Przypuszczam, że to ma wpływ na wynik sprzedaży, ponieważ nie każdy lubi pisać maile z prośbą o wysłanie dodatkowych informacji o przedmiocie i zamiast tego po prostu zrezygnuje z udziału w aukcji. Jest jeszcze jedna ważna sprawa – nigdy nie umieszczam przekłamanych opisów rzeczy, jeśli coś ma wadę, plamę, jakieś inne uszkodzenie, zawsze informuję o tym na stronie przedmiotu. Nie chciałabym kiedyś zostać oszukana przez sprzedającego dokonując zakupów w Internecie, więc tak samo nie zamierzam oszukiwać innych. Moim zdaniem to uczciwy układ 🙂

***

Nie czarujmy się, nie zbijesz kokosów na sprzedaży swoich nienoszonych ciuchów, ba, w większości przypadków najpewniej sporo na tym stracisz, zwłaszcza jeśli tak jak ja kupujesz milion rzeczy, a nosisz dziesięć 😉 Większość ubrań jest w nienaruszonym stanie (u mnie latami w szafie wiszą nówki-sztuki-nieśmigane z metkami…), a i tak najpewniej sprzedasz je za ułamek ceny wyjściowej. Nieważne! Skoro i tak ich nie nosisz, nie ma sensu, aby dalej zalegały Ci w domu czy mieszkaniu, przestrzeń jest cenniejsza niż wieczny bajzel 😉 A poza tym, co oczywiście najlepsze, może to nieduże kwoty, ale jednak do Ciebie wracają – a zatem masz fundusze na kolejne modowe kaprysy, lub, jak w moim przypadku, inny ambitny cel 😉 (ja wpływy z ostatniej wyprzedaży szafy dołożyłam sobie do zakupu szablonu, który możecie od dzisiaj podziwiać na blogu). Przekonałam Cię? 🙂

PS. Jeśli komuś potrzebna wskazówka odnośnie wyprzedawania własnej szafy, piszcie śmiało. A przy okazji przypomnę raz jeszcze o moich aukcjach (bo jakże by inaczej), aby lepiej zilustrować Wam to, o czym rozpisałam się na tyle zdań 😉 Zapraszam na Allegro i Vinted.