Top
Nowy Batman
Wspominałam niedawno na Facebook’u, że za sprawą Lubego stałam się fanką ekranizacji komiksów DC Comics czy Marvel. Nigdy nie podejrzewałabym siebie o znajdowanie rozrywki na podobnych seansach, ale w związkach fajne jest to, że otwieramy się na to, co nowe i przychodzi nam to z dużo większą łatwością. Ostatnio poszłam nawet z Lubym na film Batman v Superman: Świt sprawiedliwości, o którym to filmie w sieci czytałam wszystko co najgorsze. Niestety po wizycie w kinie mogłabym to tylko potwierdzić, ale jednak tego nie zrobię.

Batman = człowiek

Nie napiszę kolejnej słabej recenzji dla tego filmu, bo wszystko zostało już chyba powiedziane i napisane. Chciałabym zwrócić uwagę na coś innego – na totalne odczłowieczenie pana Batmana, który poprzednio w trylogii Christophera Nolana stał się bliższy ludziom niż kiedykolwiek. Po wielu latach, gdy Batman był postacią bardzo komiksową i stawiał czoła równie komiksowym oponentom (przerysowany Człowiek Zagadka czy Pingwin), Nolan stworzył postać na nowo, nadał jej typowo ludzki charakter, do tego stopnia, że czarna peleryna i strój imitujący nietoperza przestały mieć znaczenie i wiele osób zaczęło je traktować jak zwykły uniform do pracy bohatera, a nie dziwactwo. Wrogowie Batmana stali się bardziej mroczni, ale z drugiej strony mieli w sobie więcej z człowieka – genialnie odtworzona rola Jokera jest na to najlepszym przykładem. I chyba to ludzkie oblicze Batmana sprawiło, że łatwiej było mi się otworzyć na ten gatunek filmów. Dobrze się stało, że jako laik w zakresie ekranizacji DC Comics i Marvela zaczęłam właśnie od trylogii Nolana, bo stopniowo zanurzałam się w tym komiksowym świecie i oswajałam z kolejnymi rewelacjami. Dzięki temu łatwiej było mi przejść do tytułów, których bohaterowie nie mają w sobie aż tyle z człowieka. Nawet na Strażnikach Galaktyki bawiłam się przednio, chociaż daleko im do ziemskich klimatów. Aż tu nagle poszłam do kina na Batman v Superman: Świt sprawiedliwości i częściowo straciłam dobre zdanie o filmowych produkcjach od DC Comics.

Batman = …?

Nowy Batman nie ma w sobie dużo z człowieka, ba, nie ma w sobie nawet dużo z komiksu. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że oto patrzę na dziwaka w przebraniu nietoperza, dużo częściej nasuwały mi się skojarzenia z Robocopem. Bo Batman, w którego rolę wcielił się Ben Affleck, ma wręcz monstrualne rozmiary, nienaturalnie przerośnięte górne partie ciała (w niektórych ujęciach wyglądał jakby był kwadratowy!) i, o zgrozo, robotyczny strój, w którym wygląda raczej jak Iron Man niż człowiek nietoperz. Ale nawet Iron Man miał w sobie więcej polotu i finezji. Nowy Batman nie ma w sobie zwinności i lekkości, takich jakie oglądałam u Nolana. Christian Bale, który poprzednio odgrywał tę rolę, też był dobrze zbudowany, ale postać przez niego wykreowana była lekka, zwinna, szybka, bardzo sprawna, trochę jak przyczajona czarna pantera. Co więcej, motywy jego postępowania też były bardziej ludzkie, było w nich więcej emocji i to szalenie mi się podobało. A tu nagle wyskakuje Affleck w metalowym wdzianku i masce, której nie powstydziłby się DiCaprio w roli Człowieka w żelaznej masce, i w marnym stylu próbuje odegrać rolę skrzywdzonego dziecka, które jako dorosły jest żądne zemsty na kosmicie-Supermanie. No tragedia…!

Potrzeba nam bohaterów z krwi i kości

Nawet, jeśli ukrywają się pod czarną peleryną, nawet jeśli są nadzwyczajnie umięśnieni i nawet jeśli stawiają czoła dziwacznym przeciwnikom, dopóki są ludźmi z krwi i kości, dopóty będą bliżsi widzom i to nie tylko takim, jak ja. Nie słyszałam jeszcze pozytywnej opinii na temat filmu Batman v Superman: Świt sprawiedliwości i sądzę, że ma to spory związek z transformacją tytułowego bohatera. Pamiętajmy, że o ile postać nowego Batmana być może znajdzie fanów wśród męskiej części widowni, to druga połowa sali nie jest już taka wyrozumiała. Bo druga połowa sali to dziewczyny takie jak ja, które przyszły do kina, gdyż tak chcieli ich Lubi i które chcą wierzyć, że w tym całym wariactwie jest jakiś pierwiastek ludzki, a nie tylko komiksowa fikcja. Bo my kobiety już tak mamy, szukamy sensu nawet tam, gdzie pewnie w ogóle go nie ma.