
Wyluzuj, wszystko będzie dobrze
Gdy jako pryszczata nastolatka poszłam z mamą na pierwszą w życiu wizytę u dermatologa, nie wiedziałam jeszcze, że będzie to początek długiej przygody. Pamiętam, że moja mama zapytała wtedy lekarza, ile może zająć wyleczenie trądziku u takiej młodocianej jak ja. Obie zakładałyśmy, że kuracja może potrwać rok, dwa, no góra trzy lata. Gdy pani dermatolog odpowiedziała „nawet do 11 lat”, prawie spadłam z krzesła, a mama zaraz po mnie. Postanowiłyśmy jednak pozostać z przekonaniem, że 11 lat leczenia to skrajny przypadek i że mój będzie łatwiejszy. Po 12 latach kuracji mogę powiedzieć, że nie był.
Trądzik jako choroba zawsze przebiega inaczej, a leczenie jej to proces niezwykle skomplikowany i bardzo frustrujący. Nawet jeśli cera przez dłuższy czas pozostaje niezmieniona, nigdy nie wiadomo, czy to aby na pewno koniec. Dziś mam 25 lat i kolejny raz wracam do punktu wyjścia – po dwóch latach wyciszenia problem powrócił. Jednak tym razem dostrzegam zmianę nie tylko w przebiegu samej choroby, ale przede wszystkim w sposobie, w jaki ją postrzegam.
Będąc nastolatką, tę upierdliwą przypadłość uważałam za totalny koniec świata. Bliscy mówili mi, że mój przypadek jest łagodny i nie mam się czym przejmować, ale i tak bywały dni, kiedy wstydziłam się wyjść z domu. Na dodatek zawsze byłam otoczona ludźmi, którzy takich problemów nie mieli, co tylko pogarszało sytuację (czasem nawet śmiałam się w myślach, że podświadomie dobieram sobie znajomych z nieskazitelną cerą). Przez wiele lat nienawidziłam więc swojego ciała za „męki”, na jakie mnie skazuje. Stało się ono moim wrogiem, dzień w dzień toczyłam z nim zaciętą walkę, a na ustach wciąż miałam hasło: „za jakie grzechy dobry Boże?!”. Dziś wolę sobie mówić: „luźno, damy radę!”, a leczenie postrzegam nie jak walkę, ale jak troskę o swoje ciało.
Pokochaj swoje ciało. Serio!
Dziś, gdy kolejny raz poddaję się kuracji antytrądzikowej, staram się nie zapominać, że to nie jest koniec świata, a moje ciało nie jest wrogiem, tylko częścią mnie (#brawoja). Muszę o nie dbać, muszę je kochać i to niezależnie od problemów, jakie mi sprawia. Być może za 40 lat nie będę wybitną aktorką, ale na pewno chciałabym móc spojrzeć wstecz i zobaczyć szczęśliwą młodą, dziewczynę, która wzięła życie za rogi zamiast przejmować się problemami ze skórą. A jeśli po drodze dopadnie mnie złość i frustracja, jak mantrę będę sobie powtarzać:
Musiało minąć 12 lat, abym spojrzała na problem inaczej
Będąc nastolatką, tę upierdliwą przypadłość uważałam za totalny koniec świata. Bliscy mówili mi, że mój przypadek jest łagodny i nie mam się czym przejmować, ale i tak bywały dni, kiedy wstydziłam się wyjść z domu. Na dodatek zawsze byłam otoczona ludźmi, którzy takich problemów nie mieli, co tylko pogarszało sytuację (czasem nawet śmiałam się w myślach, że podświadomie dobieram sobie znajomych z nieskazitelną cerą). Przez wiele lat nienawidziłam więc swojego ciała za „męki”, na jakie mnie skazuje. Stało się ono moim wrogiem, dzień w dzień toczyłam z nim zaciętą walkę, a na ustach wciąż miałam hasło: „za jakie grzechy dobry Boże?!”. Dziś wolę sobie mówić: „luźno, damy radę!”, a leczenie postrzegam nie jak walkę, ale jak troskę o swoje ciało.
Wszystkie się z tym zmagamy
W moim przypadku punktem odniesienia jest trądzik, ale wiem, że każda z nas ma jakąś wadę (nie czarujmy się, ideały nie istnieją!), z którą boryka się przez wiele lat, a która sprawia, że przestaje się lubić własne ciało. Meryl Streep na przykład wielokrotnie wspomina, że przez większą część życia wstydziła się swojego orlego nosa i uważała (czasami słusznie, niestety…), że to on był przyczyną jej początkowych niepowodzeń w karierze. Obecnie, jako jedna z najwybitniejszych aktorek wszechczasów i jako jedna z nielicznych, która nie ingerowała chirurgicznie w swój wygląd, mówi: „Jedyne, co widzę, patrząc na swoje stare filmy, to piękna młoda kobieta, która wciąż przejmowała się swoją wagą i rozmiarem swojego nosa. Chciałabym powiedzieć jej: „Wyluzuj, wszystko będzie dobrze”.”
„Wyluzuj, wszystko będzie dobrze.”
I Tobie też mówię dziś to samo – wyluzuj, wszystko będzie dobrze.
6