Top
Go BIG or go HOME
… go BIG and DON’T SUCCEED?  Ostatnio zastanawiałam się nad efektem skali. Jak on się ma do naszych marzeń i wyzwań? Czy pomaga i stymuluje, a może jednak krępuje i zniechęca?

Rozmiar czyli rozmach

Gdy wpadnę na jakiś pomysł, nie zwlekam z realizacją. W mojej głowie rodzą się zawrotne plany, określam cele i układam ścieżki dotarcia do nich. Wszystkie moje myśli związane z daną ideą łączy jedno – rozmiar. A raczej rozmach, bo o takiej kategorii rozmiarów mówimy. Nieważne, czy wpadam na pomysł ciekawego biznesu, obmyślam swoją garderobę na nadchodzący sezon czy postanawiam zmienić sposób żywienia. Zawsze działam z rozmachem, dokładnie tak jak głosi znane hasło motywacyjne: GO BIG OR GO HOME. Tym sloganem można określić moje podejście do twórczego życia.

Czy tak jest dobrze?

Można by pomyśleć, że tak. Jestem ambitna, nie brakuje mi odwagi, po co się rozdrabniać skoro można sięgać jak najwyżej? I faktycznie, dużo w tym racji, ale z drugiej strony zastanówmy się, jak efekt skali może utrudniać osiąganie celów. Spróbujmy na prostym przykładzie, chociażby żywienia. Załóżmy, że chcę wyeliminować gluten ze swojej diety, więc z dnia na dzień narzucam sobie reżim GLUTEN FREE. Jeśli nie uda mi się od razu i już w pierwszych dniach nie wystarczy mi siły, aby oprzeć się pysznej, mięciutkiej chałce, zaczynam wątpić w sens całego przedsięwzięcia. Skoro już na samym początku mam problemy, to co będzie dalej?! Nie dałam rady BIG, to lepiej żebym GO HOME i porzuciła cały ten bezglutenowy żywot. A zatem podejście, które można uznać za świetną motywację, równie skutecznie potrafi zniechęcić do naprawdę fajnych rzeczy. No bo kiedy mamy mieć problemy, jeśli nie na początku drogi? Kiedy, jeśli nie wtedy, gdy wszystko jest nowe i dopiero odnajdujemy się w danej sytuacji? Przecież to najlepsza pora na potykanie się i upadanie, bo jesteśmy jeszcze na tyle nisko w tej wspinaczce, że nawet nie poczujemy momentu zderzenia z ziemią. A i wstawanie pójdzie nam znacznie szybciej.

Go BIG or go HOMEJak nie BIG, to HOME

Ten negatywny efekt mierzenia BIG bardzo często widzę po sobie. Na przykład teraz, gdy jestem u progu czegoś nowego, czegoś bardzo ekscytującego. Nakręciłam się i tylko czekam, aby wybić się z bloków. Jednak gdy pojawia się w mojej głowie myśl, że nie od razu osiągnę perfekcję w tym, co zamierzam robić, od razu mój entuzjazm spada o kilka punktów procentowych. No bo jak to tak, że nie od razu? Jak to tak, że nie BIG? Czyli co, jednak HOME…?

Polityka małych kroków

Ostatnio doszłam do wniosku, że mierzenie wysoko jest fajne, ale drogę na szczyt można odbyć przynajmniej na dwa sposoby. Można od razu GO BIG i błyskawicznie osiągnąć zamierzony cel, ale można też zastosować politykę małych kroków. Zupełnie jak w miłości, gdy staramy się dotrzeć do naszej drugiej połówki, małe sukcesy cieszą tak jak te ogromne. Pierwsze dotknięcie się dłoni, pierwsze nieśmiałe objęcia, potem wymarzony pierwszy pocałunek. Nie trzeba od razu rzucać się na siebie i dosłownie pożerać (chociaż można, nikomu nie bronię!). Pokochajmy małe kroki i zaakceptujmy je. Zaprowadzą nas w to samo miejsce, co te potężne susy, wymaga to tylko nieco więcej cierpliwości i konsekwencji. Ale widoki na końcu są tego warte. A jeśli nie przekonuje Cię taka perspektywa, to przypomnij sobie swoją ulubioną historię miłosną i ten pierwszy, wyczekany pocałunek. Czy teraz już rozumiesz?