Top
Poprzedni tekst na blogu pojawił się w połowie czerwca i chociaż przez ostatnie tygodnie działo się sporo i mogłabym opowiedzieć Wam wiele ciekawych historii, to ja… zamilkłam. Po prostu zabrakło tych kilku godzin w dobie, aby na bieżąco dzielić się z Wami wrażeniami po Open’erze, nowymi ciekawymi projektami i jednym, najciekawszym, który rusza już w tym tygodniu. Być może bez sensu jest z takim opóźnieniem opisywać minione wydarzenia, ale postanowiłam mieć w nosie niepisane zasady blogowania i podzielić się z Wami wszystkim tym, co działo się u mnie w ostatnim czasie. A trochę tego było!

A zatem – co robiłam i gdzie byłam?

1. Wyprawiałam urodzinową imprezkę w lesie, już 3. raz!

Trzeci raz wraz z Lubym zaprosiliśmy naszych przyjaciół do lasu, aby przy kiełbasie, piwku i ognisku świętować nasze urodziny. Lubię to wydarzenie i chociaż organizacja takiego eventu jest trudniejsza niż zaproszenie wszystkich do pubu, to jednak postanowiliśmy zrobić to jeszcze raz. Ba, doszliśmy nawet do wniosku, że to po prostu musi stać się tradycją! A że urodziny mamy o idealnej porze roku, gdy ludzie są zazwyczaj spragnieni plenerowych wyjść i świeżego powietrza, tym chętniej przybywają na nasze leśne urodziny. Takie chwile się pamięta 🙂 170710_co_robilam_gdzie_bylam_09 170710_co_robilam_gdzie_bylam_01 170710_co_robilam_gdzie_bylam_02

2. Chodziłam na mecze Euro U21 w Gdyni

Któregoś wieczoru Luby zapytał mnie, czy chcę iść z nim na mecz Euro U21, bo pomylił terminy i jego towarzysz – tata – nie da rady. Powiedziałam “spoko”, ale gdy w końcu nadszedł dzień meczu, do ostatniej chwili ociągałam się z wyjściem z domu. Ależ mi się nie chciało! Dokąd on mnie ciągnie, za jakie grzechy?! No ale pojechaliśmy, usiadłam na trybunie i momentalnie micha mi się ucieszyła. Zdałam sobie sprawę, że to był pierwszy mój mecz na żywo EVER! Czad, co?! Bardzo mi się podobało! Zupełnie inaczej ogląda się mecze na żywo niż w tylewizji. Podstawowa różnica – nie ma powtórek i trzeba się cały czas skupiać na grze, żeby nie przegapić żadnego momentu. Nie jest to łatwe zadanie dla babki, ale dałam radę 😉 Mecz spodobał mi się na tyle, że kupiliśmy bilety na jeszcze jeden i nawet zabraliśmy ze sobą naszych ojców, jako że rozgrywka wypadała w Dzień Ojca. 170710_co_robilam_gdzie_bylam_08

3. Słuchałam na żywo legend muzyki

Koncert Guns’n’Roses w Gdańsku był wydarzeniem, które trudno tak po prostu ominąć. Nieczęsto ma się okazję słuchać takich przebojów na żywo, więc gdy Luby zaproponował mi kupno biletów, nie wahałam się ani chwili. Zdecydowaliśmy się na najbardziej low-budget’ową wersję (bilet na płytę) i w sumie to większość czasu oglądaliśmy ich na telebimach, ale i tak było fajnie 😉 Przy okazji doszłam do wniosku, że Open’er to jednak dobrze zorganizowana impreza – tam sceny są o odpowiedniej wysokości, tymczasem na Stadionie Energa Gdańsk ustawiono gigantyczną konstrukcję, ale sam poziom sceny był tak niski, że z tyłu płyty naprawdę NIC nie było widać… Słabo. Ale co się nasłuchałam November Rain, to moje! <3 170710_co_robilam_gdzie_bylam_07

4. Realizowałam tajny projekt kreatywny!

W tym tygodniu w końcu ujrzy światło dzienne przedsięwzięcie, nad którym pracuję (a raczej pracujemy) od kilku miesięcy. Rzadko zdarza mi się tak “zwlekać” z realizacją swojego pomysłu, ale tym razem chciałam to zrobić dokładnie, w przemyślany sposób, tak aby miało to i ręce, i nogi (a nie tylko kilka palców, jak to bywa przy moim nieco narwanym sposobie wdrażania pomysłów w życie). W związku z tym projektem, w ostatnim czasie odwiedzałam różne miejsca oraz poznawałam nowych, niezwykłych ludzi. Liczę na to, że gdy w końcu stanie się jasne, na czym ten projekt polega, będziecie się nim jarać chociaż w kilku procentach tak, jak ja 🙂

5. Często grałam w planszówki

Okres urodzin to w moim życiu zawsze czas szczególnej planszówkowej zajawki, bo to właśnie wtedy otrzymuję w prezencie najwięcej planszówkowych nowości. W tym roku były to m.in. Elizjum, Yamatai, Wyrocznia Delficka (jeszcze jej nie rozkminiliśmy), do tego Luby na swoje urodziny otrzymał jeszcze 7 Cudów Świata: Pojedynek. W czerwcu często graliśmy we dwójkę, udało się również zorganizować dwa wieczory gier z przyjaciółmi, więc można powiedzieć, że nawet się wyszalałam 😉 Ale planszówek nigdy mi dość i mam nadzieję, że tego lata będzie jeszcze więcej okazji do grania. 170710_co_robilam_gdzie_bylam_06

6. Robiłam dużo zdjęć w niezwykłych miejscach

W czerwcu miałam bardzo gorący, fotograficzny okres. Wyzwań w tym obszarze było sporo, ale każde uważam za absolutnie niezwykłe i cieszę się, że miałam szansę stawić im czoła. Kontenery morskie, Stocznia Gdańska, odludne plaże, las… W takich sceneriach, z takimi “modelami” nie miałam okazji wcześniej pracować, ale okazuje się, że właśnie takie miejsca są najciekawsze z punktu widzenia fotografa. Efekty pracy będę stopniowo upubliczniać na moim firmowym profilu, zainteresowanych odsyłam na Facebooka i Instagram. 170710_co_robilam_gdzie_bylam_04

7. Buszowałam po wyprzedażach

Mając w perspektywie Open’era, nabrałam ochoty na powiew nowości w szafie. W tym roku, po wielu miesiącach względnego opanowania, straciłam głowę na wyprzedażach. Jak najgorsza fashion victim czatowałam na wyprzedaż online w ZARA i jak największej ofierze losu zostały mi wykupione rzeczy, które już miałam w koszyku! Tym samym nazajutrz zdecydowałam się pojechać do sklepu osobiście i przepuścić sporą sumkę przy kasie. Koniec końców, gdy wróciłam do domu i otrzeźwiałam, spojrzałam krytycznym okiem na zakupione przeze mnie rzeczy i… prawie wszystkie zwróciłam do sklepu 😉 Ależ Luby się ze mnie śmiał, kpiąc: “czy cokolwiek z zakupionych ciuchów zostawiasz sobie czy oddajesz WSZYSTKO??”. A najśmieszniejsze jest, że to, czego najbardziej szukałam na wyprzedażach, czyli plecioną torebkę na lato, znalazłam… na dnie szafy mojej Mamy. Teraz z dumą paraduję po mieście z prawie-że-vintage torebunią.

8. Bawiłam się i mokłam na Open’erze

O tegorocznej edycji festiwalu planowałam napisać osobny tekst, ale w końcu postanowiłam zawrzeć tych kilka wspomnień tutaj. To była 8. edycja, w której brałam udział i zapowiadała się na najmniej ciekawą. Nie “najgorszą”, ale po prostu niezbyt interesującą, bo w gruncie rzeczy nie było żadnego wykonawcy, którym bym się jakoś szczególnie jarała (nie licząc pana o wdzięcznym nazwisku Ezra <3). Ostatecznie okazało się jednak, że i Lorde, i The XX, i FooFighters, i Sorry Boys, i The Weeknd, i Dua Lipa (!) – to naprawdę fajni artyści i dobrze się ich słuchało. A że pogoda nie sprzyjała długim before-party, tym szybciej znajdowaliśmy się pod scenami i tym mniej koncertów ominęliśmy. Koniec końców muszę przyznać, że muzycznie był to jeden z moich najlepszych Open’erów, bo przeżyłam wiele pozytywnych niespodzianek i odkryłam dużo nowego. Chyba o to chodzi w tych całych festiwalach, prawda? Tylko ta pogoda! To było przegięcie. W sobotę byliśmy z Lubym tak mokrzy, że musieliśmy się przebierać w suche ciuszki, żeby wrócić do domu w jako-takim stanie zdrowotnym. Co prawda udało nam się uniknąć choroby, ale deszcz skutecznie popsuł nam zabawę, a mnie pozbawił niepowtarzalnej szansy na przebieranki festiwalowe 🙁 I teraz znowu muszę czekać rok! 🙁 170710_co_robilam_gdzie_bylam_05 170710_co_robilam_gdzie_bylam_03

9. Odpicowałam sobie balkon!

Raz na jakiś czas mówię sobie stanowcze “basta!” i samej sobie daję szlaban na kupowanie nowości do mieszkania. W końcu przed nami jeszcze spore wydatki na 2 wesela, do tego 2 tygodnie urlopu, na który trzeba sobie coś odłożyć… No i lipiec miał być takim miesiącem wytchnienia dla mojego budżetu i pewnie by mi się to udało, gdyby nie odwiedziny u mojego kuzyna. Okazał się być zapalonym ogrodnikiem i tak mu pozazdrościłam tej zieleni we wnętrzach i na balkonie, że nazajutrz pognałam do ogrodniczego i odwiedzałam go regularnie przez kilka dni. W ciągu tygodnia odpicowałam sobie balkon do takiego stanu, że najchętniej nie schodziłabym z uchylanego fotela, w którym idealnie się pisze i pracuje.

***

Sami widzicie, że sporo się działo w ostatnim czasie! I to nie jest tak, że to wszystko jest ważniejsze niż pisanie, bo doskonale wiecie, że uwielbiam pisać. Jestem jednak przerażona tym, jak bardzo brakuje mi czasu na to wszystko, co chciałabym robić. I nie mówię tu o leżeniu brzuchem do góry i odpoczynku, ale o realizowaniu tych wszystkich pasji, zajawek i planów, jakie pojawiają się w mojej głowie. Jak mantrę powtarzam sobie, że “nie starczy mi czasu na wszystko”, więc chwytam się każdej chwili, aby pogodzić w dobie jak najwięcej zadań. Czasem jednak, jak widać, i tak brakuje tej godziny, dwóch, żeby przysiąść i w spokoju napisać nowy tekst, zrobić kilka dodatkowych zdjęć. Ale staram się i tego nie można mi odmówić!

0