Top

Jednym z najbardziej nielubianych przeze mnie zdań wypowiadanych przez kobiety jest: “mam takie grube włosy, że nie wiem, co z nimi zrobić…!”. Zupełnie nie rozumiem takich problemów i zawsze przychodzi mi wtedy do głowy myśl: “to może zetniesz na krótko i dasz je mnie, abym zrobiła sobie wypasione doczepy?”. Oczywiście nigdy nie rozważałam podobnych metod zagęszczania (w sumie to nie rozważałam żadnych metod zagęszczania), ale uważam, że grube włosy są przyczyną znacznie mniejszych problemów niż te cienkie. A tak się składa, że odkąd świadomie dbam o swój wygląd, czyli mniej więcej od końca podstawówki, robię wszystko, aby moje trzy piórka na krzyż wyglądały jako tako znośnie. I wiecie, co? Niedawno doszłam do wniosku, że moje sposoby na cienkie włosy są naprawdę skuteczne i po latach poszukiwań idealnej pielęgnacji i idealnej fryzury, w końcu dotarłam do celu.

Od dłuższego czasu dbam o moją czuprynę w dokładnie ten sam sposób, a od ubiegłego października odwiedzając fryzjera życzę sobie dokładnie tego samego cięcia. Jestem przekonana, że to nie koniec moich eksperymentów, ale dopóki stosowane kosmetyki spełniają moje oczekiwania, a ja czuję się doskonale z obecną fryzurą, nie planuję większych zmian. Mam wystarczająco dużo spraw na głowie aby przejmować się jeszcze tym… co mam na głowie!

Skoro rozterki związane z cienkimi włosami nie są mi obce, pomyślałam, że sprawdzone sposoby na cienkie włosy są czymś wartym uwagi i podzielenia się z innymi. Dlatego dzisiejszy tekst poświęcam właśnie temu tematowi. Jeśli Wy też nie możecie pochwalić się obfitym warkoczem, liczę, że taka forma wsparcia spotka się z Waszym zainteresowaniem. Jestem również otwarta na wszystkie Wasze polecenia 🙂

Moja codzienna "hair routine"

Cały proces pielęgnacji i stylizacji włosów wygląda u mnie tak samo, dzień w dzień. Nie ukrywam, nudzi mnie trochę ta rutyna, ale wypracowanie jej kosztowało mnie tyle prób i błędów, że z szacunku dla własnych osiągnięć trzymam się tego schematu 😉 Poniżej opisałam w 7 krokach moją codzienną drogę do ulubionej fryzury.

#1 Szampon

Staram się wybierać szampony przeznaczone do włosów cienkich, czyli takie zawierające w opisie "extra volume" albo "zwiększający objętość". Kiedyś stosowałam takie z linii "repair", ale od dłuższego czasu kondycja moich włosów jest naprawdę niezła i wróciłam do specyfików zwiększających objętość. Nie wiem, czy w jakikolwiek sposób pomagają, bo bardziej wierzę w moc odżywek niż szamponów, ale dodatkowy sprzymierzeniec chyba nie zaszkodzi?

#2 Odżywka do spłukiwania

Po umyciu włosów szamponem, każdorazowo stosuję odżywkę do spłukiwania. Kiedyś w ogóle o to nie dbałam, obecnie nie wyobrażam sobie pielęgnacji włosów bez tego etapu. Gdy czasem (a zdarza się to naprawdę bardzo rzadko) zapomnę tego zrobić, po wysuszeniu włosów od razu czuję różnicę - nie są takie przyjemne w dotyku i sypkie.

#3 Odżywka bez spłukiwania

Ponieważ poddaję moje włosy stylizacji na gorąco i to od wielu, wielu lat, zawsze dbam o ich odpowiednie zabezpieczenie przed wysoką temperaturą. Kiedyś stosowałam jedwab i od razu mogę powiedzieć, że był to błąd (o tym piszę w dalszej części tekstu). Zamiast niego, od kilku już lat wybieram różnego typu olejki. Świetnie odżywiają włosy, dodają im blasku i niesamowitej miękkości, a dodatkowo pomagają mi niwelować uboczne skutki prostowania.

#4 Pianka zwiększająca objętość

Gdy włosy są już umyte i odżywione, nadchodzi czas na najważniejszy etap, który decyduje o sukcesie (lub braku) w nadaniu cienkim włosom objętości - suszenie. Ale zanim chwycę za suszarkę, traktuję całe włosy wybraną pianką zwiększającą objętość. Bez niej raczej mogę zapomnieć o efekcie obfitości na głowie. Dodatkowo, ponieważ bardzo nie lubię, gdy włosy są zbyt sypkie (to trochę paradoks, bo stosuję wszystkie odżywki po to, aby takie były...), pianka ma za zadanie je usztywnić, a mi pomóc w ich ujarzmieniu. Nie wyobrażam sobie bez niej życia!

#5 Suszenie

Pierwszy i najważniejszy krok w stylizacji moich włosów to suszenie ich na szczotkę. Jest to zadanie dość uciążliwe, zwłaszcza na początku i bardzo frustrujące, bo nigdy nie wychodzi to tak dobrze jak fryzjerowi (a przynajmniej w moim przypadku tak jest). Jednak praktyka czyni mistrza i po latach prób, ten etap idzie mi już naprawdę sprawnie. Największym sprzymierzeńcem w tej misji jest oczywiście duża, okrągła szczotka - wybrany przeze mnie model opisuję w dalszej części tekstu.

* #6 Prostowanie

Prostowanie moich włosów to dość zabawna sprawa, bo w gruncie rzeczy mogłabym ten etap pomijać. Bywały okresy, gdy po prostownicę nie sięgałam miesiącami (mój rekord to ponad rok!), bo przy odpowiedniej technice suszenia na szczotkę, bez prostownicy naprawdę można się obejść. Od kilku jednak lat przeprosiłam się z tym urządzeniem i znów stosuję go niemal codziennie. Myślę, że to zależy od fryzury, jaką ma się na głowie. Kiedyś wystarczyły mi wygładzone włosy i wtedy prostownica nie była niezbędna, ale obecnie moja fryzura opiera się na prostej linii włosów i nie jestem w stanie uzyskać tego efektu bez prostowania.

#7 Utrwalenie

Lakier, podobnie jak pianka, ma usztywnić moje włosy - to przede wszystkim. W drugiej kolejności chodzi oczywiście o utrwalenie fryzury, zwłaszcza, jeśli wilgotność powietrza danego dnia przekracza dopuszczalne normy. Ale przede wszystkim chodzi jednak o to pierwsze - ja po prostu nie znoszę, gdy włosy żyją własnym życiem i są do przesady miękkie. Stosuję lakier w dość dużych ilościach, ale nigdy nie tworzę sobie na głowie kopuły jak z Bazyliki św. Piotra i Pawła. Jak tego dokonuję? To bardzo proste: spryskuję całe włosy lakierem, pozwalam mu zaschnąć, po czym delikatnie przeczesuję włosy grzebieniem. W ten sposób włosy są nadal sypkie i naturalnie układają się przy każdym ruchu, ale jednocześnie odpowiednio usztywnione. To lubię!

Aktualnie ulubione kosmetyki do włosów

Opisane poniżej produkty to jedyne, jakich obecnie używam. Pomagają mi zwiększyć objętość i uniknąć uszkodzeń wynikających z prostowania. Zdaje się, że ten zestaw bardzo służy moim włosom, bo nawet moja pani fryzjerka komplementuje ich kondycję i wygląd.

Goldwell Volume Body Pumper

Nie bez przyczyny o tym kosmetyku piszę w pierwszej kolejności - to moje największe odkrycie 2018 roku i myślę, że zostanie ze mną na dłużej. Delikatna pianka marki Goldwell, unosząca włosy u nasady, świetnie sprawdza się na moich cienkich włosach. Pozwala zwiększyć ich objętość (najlepiej działa przy suszeniu na szczotkę) i odpowiednio usztywnia, ale, co bardzo istotne, nie skleja włosów. Przez długi czas stosowałam zwykłą piankę od Wella, ale miałam wrażenie, że za bardzo je obciąża - i chyba się nie myliłam, bo odkąd używam Volume Body Pumper, włosy układają się i wyglądają znacznie lepiej. A jakie są przyjemne w dotyku!

Aussie 3 Miracle Oil Mega

Olejek to drugi najważniejszy element mojej codziennej pielęgnacji włosów. Od pewnego czasu stosuję ten od Aussie: 3 Miracle Oil. Aplikuję go na mokre włosy, przed suszeniem (przed lub po piance od Goldwell). Jestem z niego bardzo zadowolona, głównie dlatego, że nie zaobserwowałam nasilonego przetłuszczania się włosów, co miało miejsce np. przy stosowaniu jedwabiu. Dzięki niemu moje włosy są jakby bardziej szczęśliwe - błyszczące, miękkie i przyjemne w dotyku. Wydaje mi się, że zasługą olejku jest również znacznie mniejsza liczba rozdwojonych końcówek nawet przy codziennym prostowaniu.

3 Miracle Oil Mega do kupienia w Rossmannie

Aussie Aussome Volume: szampon i odżywka

Ten duecik kosmetyków pojawił się pod moim prysznicem blisko 2 lata temu i od tego czasu tylko dwa razy zdradziłam go na rzecz innych specyfików. Być może to zasługa zaczepnej komunikacji marketingowej, a być może obłędnych zapachów, ale jestem wielką fanką marki Aussie, a już zwłaszcza linii Aussome Volume. Nie wiem, na ile kondycja moich włosów wynika z wybranego szamponu, a na ile z odżywek, ale wszystko razem bardzo służy moim trzem piórkom, więc mam zamiar nadal trzymać się tego zestawu!

Linia Aussome Volume do kupienia w Rossmannie

Mam nieco mieszane uczucia w stosunku do tego kosmetyku. Podpatrzyłam go u mojej fryzjerki: pachnie obłędnie lawendowo i myślałam, że wyprze z mojej łazienki piankę od Goldwell. Jego dużym minusem jest wysoka cena (ok. 120 zł), ale mimo to zdecydowałam się na zakup, tak dla przełamania codziennej rutyny pielęgancyjnej. I co się okazało? Włosy są po nim bardzo przyjemne w dotyku, zadbane, niby wszystko fajnie, ale jednak brakuje tego efektu usztywnienia, tak dla mnie ważnego. Ale polecam Waszej uwadze ten spray, bo być może nie wszyscy mają taką manię na punkcie utrwalenia włosów, a z pewnością jest to produkt warty uwagi posiadaczek cienkiej czupryny. Zainteresuje zwłaszcza te z Was, które cenią sobie naturalne kosmetyki - cała marka Kevin Murphy do takich należy.

Co poza kosmetykami?

Oto pozostali sprzymierzeńcy w staraniach o zabójczą objętość moich cienkich włosów.

Szczotka ważna rzecz!

Nie wyobrażam sobie stylizacji cienkich włosów bez dużej szczotki. Żadne lokówki ani żadne suszenie włosów głową w dół nie dadzą takiego efektu jak podnoszenie na szczotkę. Nabranie odpowiedniej techniki wymaga trochę czasu (po wielu latach nadal nie radzę sobie z włosami z tyłu głowy), ale warto się przemęczyć! Niedawno wymieniłam moje stare, zużyte szczotki na nowe i tym razem postawiłam na drewniane modele. Raz, że ładniej wyglądają na półce w łazience (oczywiście, że to ma znaczenie!), a dwa, że ich ceny są naprawdę przystępne. Tam, gdzie szczotka się nie sprawdza, np. przy wyznaczaniu przedziałka, z pomocą zjawia się zwykły grzebień.

180826_moje_sposoby_na_cienkie_wlosy_10_2000

Suszarka

W mojej ocenie, przy stylizacji cienkich włosów suszarka powinna mieć następujące funkcje: regulację mocy nawiewu, regulację temperatury i tryb zimnego wiania. To ostatnie cenię sobie najbardziej - przeczytałam kiedyś w jakimś babskim pisemku, że po wysuszeniu włosów na gorąco, warto całą głowę potraktować chłodnym nawiewem z suszarki. Dzięki temu włosy są bardziej puszyste i lepiej się układają. U mnie to działa i polecam ten trik również Wam. Dobra wiadomość jest taka, że większość suszarek do kwoty 150-200 zł ma wszystkie wspomniane przeze mnie funkcje, więc nie trzeba wydawać na to majątku. Namiary na mój model podaję Wam w podpisie do zdjęcia - klikajcie i kupujcie (w pełni się sprawdza, można brać w ciemno!).

Szczotka prostująca, czyli poznaję świat na nowo!

Nie wiem, jakim cudem wieść o takim wynalazku nie docierała do mnie przez tyle lat. Szczotka prostująca? Dlaczego nikt wcześniej mi o niej nie powiedział? Jeśli na co dzień używacie prostownicy i zastanawiacie się, czy warto wydać ok. 180 zł na kolejne prostujące urządzenie, to odpowiem: WARTO. Bo szczotka prostująca to coś znacznie lepszego i w wielu przypadkach okaże się po prostu lepsza od tradycyjnej prostownicy.

Szczotka prostująca Babyliss do kupienia online (warto skorzystać z trwającej promocji - cena jest niższa o 60 zł!)

Na czym polega jej fenomen? Otóż w przeciwieństwie do zwykłej prostownicy, nie spłaszcza włosów i nie pozbawia ich aż tak objętości. Zawsze czułam pewną frustrację podczas prostowania, bo najpierw aplikuję sobie kilka kosmetyków dodających objętości, potem męczę się z suszeniem na szczotkę, a na końcu prostuję pasmo za pasmem i... obserwuję, jak objętość znika. Naprawdę! Pewnie zauważyłyście po sobie, że prostownica spłaszcza włosy i momentalnie wydaje się, jakby było ich mniej. A co robi szczotka prostująca? Podnosi je u nasady i potęguje efekt zagęszczenia. Serio! Przekonałam się na własnej głowie - to rewelacyjne urządzenie! A co jeszcze lepsze - ponieważ nie następuje zaciśnięcie włosów między rozgrzanymi płytkami (jak to ma miejsce w prostownicy), oddziaływanie wysokiej temperatury na włosy jej słabsze i tym samym mniej je niszczymy, po prostu.

Sposoby na cienkie włosy - kilka złotych rad na koniec:

1. Nie przesadzajcie z ilością kosmetyków. Na co dzień stosuję 4 różne produkty i uważam, że to górna granica. Cienkie włosy bardzo łatwo obciążyć, a wtedy nawet najlepsza szczotka i suszarka nie pomogą. Wybierzcie sobie 3-4 najlepsze kosmetyki (wliczając w to szampon i odżywkę pod prysznicem) i na nich zakończcie. Można też od czasu do czasu sięgnąć po jakąś odżywczą maskę, ale przy starannej, codziennej pielęgnacji, maska też okaże się zbędna.

2. Regularnie podcinajcie końcówki. To prawda znana posiadaczkom wszystkich rodzajów włosów, ale przy cienkich ma to kluczowe znaczenie. Nawet, gdy zapuszczałam moją czuprynę, zawsze pamiętałam, aby raz na 2-3 miesiące udać się do fryzjera i odświeżyć końcówki. To pobudza wzrost włosa i ułatwia zapanowanie nad tym, co dzieje się na naszej głowie.

3. Zapomnijcie o jedwabiu! Przez wiele lat stosowałam jedwab dzień w dzień, jako ochronę włosów przed wysoką temperaturą prostownicy. Aż któregoś dnia poszłam do nowej fryzjerki, wyznałam, że regularnie stosuję jedwab (przy moich trzech piórkach), a pani się przeżegnała. Poleciła mi od razu odstawić ten kosmetyk i przerzucić się na lżejsze olejki. Jakież było moje zdziwienie, gdy z dnia na dzień zauważałam spowolnione przetłuszczanie się włosów, a ich objętość zwiększała się w oczach. Jedwab jest po prostu za ciężki na taką czuprynę jak moja! Bardzo trudno jest go wymyć (proces usuwania jedwabiu z mojej głowy trwał kilka tygodni, a każdego dnia widziałam poprawę objętości), więc w praktyce, stosując go codziennie, tylko dokładamy sobie kolejny „ciężar” na nasze delikatne piórka. Najwyższy czas z tym skończyć! Olejki są znacznie lepsze dla cienkich włosów, a ich oferta znacznie bogatsza niż jedwabiu.

4. Nie cieniujcie włosów! Pewnie każdy (rozsądny) fryzjer odciągnie Was od tego pomysłu, ale wolę to podkreślić i tak: cienkie włosy nie nadają się do cieniowania. Co zrobić, taki los! Jest mnóstwo innych fryzur, w których będzie Wam jeszcze piękniej, a wcale nie wymagają cieniowania. Szukajcie, a znajdziecie, choćby ten proces miał Wam zająć większą część życia – i tak warto.

5. Nie bójcie się krótkich fryzur. Pierwszy raz włosy ścięłam w 6. klasie szkoły podstawowej. Całe gimnazjum miałam raczej krótsze niż dłuższe włosy, w liceum to samo. Udało mi się je zapuścić dopiero w pierwszych latach studiów (na 3. roku miałam już naprawdę długi „warkocz”). A potem znów je ścięłam i odetchnęłam z ulgą. Zazdroszczę posiadaczkom pięknych, długich włosów, ale postanowiłam dłużej się nie oszukiwać – moje nigdy nie będą wyglądały równie dobrze, bo mam ich po prostu za mało. Z przykrością widuję na co dzień dziewczyny, które nadal nie dopuszczają tego faktu do siebie i kurczowo trzymają się swoich długich włosów zamiast je skrócić i wyglądać o niebo lepiej. To oczywiście ich decyzja i nie mogę ich oceniać, ale jeśli któraś z Was stoi przed dylematem „ścinać czy nie ścinać?!”, moja odpowiedź zawsze zabrzmi: „ŚCINAJ!”. Krótkie włosy są super – i każda kobieta może w nich wyglądać dobrze i sexy. Wcale nie musisz ścinać na króciutko, długość do lini brody albo do ramion też będzie ok, a przy cienkich włosach zrobi ogromną różnicę. Będą się lepiej układały i sprawią wrażenie jakby ich było więcej. Spróbuj i się przekonaj, zawsze możesz potem wrócić do swojej pierwotnej długości 🙂

6. Ciekawostka na sam, sam koniec: nigdy nie farbowałam włosów. Nigdy przenigdy, nawet na żadną szamponetkę się nie odważyłam! Boję się po prostu, że farba je zniszczy i przez wiele miesięcy, a nawet lat będę musiała je odbudowywać. Lubię kolor swoich włosów i chociaż raz na kilka lat mam ogromną pokusę, aby bo zmienić, trzymam się mojego słowiańskiego-mysiego blondu. Myślę, że to również sposób na cienkie włosy – jeśli nie musisz, nie farbuj ich. Na pewno będą Ci za to wdzięczne!

Czytaj również: Krótko i na temat. O zaletach krótkich włosów (+ zobacz zdjęcia z mojej najkrótszej fryzury EVER! :>)

2