Top

Walka ze stereotypami często jest tłem wspaniałych inicjatyw. Nie znoszę stereotypów i dlatego podziwiam każdego, kto stawia im czoło. Przez ostatnie miesiące z przyjemnością przyglądam się kolejnej takiej potyczce, tym piękniejszej, że szalenie skutecznej.

Jakie skojarzenia przychodzą Wam na myśl gdy słyszycie słowo „schronisko“? Przypuszczam, że głównie to: kraty, smutek, cierpienie, brzydota… I faktycznie, w „bidulu“ dla zwierząt pewnie można doszukać się urzeczywistnienia tych skojarzeń, bo prawdą jest, że psy i koty żyją tam w niedużych boksach, bywają nieszczęśliwe, cierpią z powodu samotności… Ale na całe szczęście istnieją ludzie, którzy walczą o ich przyszłość, by nie była związana z ograniczoną kratami przestrzenią, ale ciepłym, kochającym domem. W tej walce konieczne jest właśnie przełamywanie stereotypów, ponieważ to one bardzo często uniemożliwiają zwierzakom znalezienie nowej rodziny. Dopóki ludzie kojarzyć będą schronisko tylko z kratami, cierpieniem czy brzydotą, dopóty boksy przepełnione będą smutnymi mordkami. Właśnie dlatego z takim zachwytem i podziwem od pewnego czasu obserwuję inicjatywę Gdańskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt „PROMYK“.

Moi znajomi pewnie już zdołali zauważyć, że co rusz na swoim Facebook’u udostępniam zdjęcia zwierząt do adopcji. Ale nie są to zwykłe zdjęcia. Pokazują szczęśliwe, uśmiechnięte stworzenia, uchwycone w momencie zabawy. W obrazach tych jest coś niezwykłego, ponieważ mimo, że przedstawiają zwierzaki ze schroniska, to nie ma tam rozpaczy czy samotności. Nie ma krat, zza których patrzą na nas smutne ślepia, nie ma krwawej sensacji, która zwykle ułatwia rozprzestrzenianie się zdjęć w sieci – bo przecież tragedia rzekomo sprzedaje się lepiej niż szczęście. Pracownicy „PROMYKA“ postanowili pokazać całemu światu, że stereotyp schroniska krzywdzi jego lokatorów, pokazuje w złym świetle. Bo zwierzęta tam mieszkające, chociaż samotne i porzucone, wciąż mają w sobie nadzieję i to właśnie ją widać na zdjęciach. Są wesołe, energiczne i nie przestają wierzyć w to, że los w końcu się do nich uśmiechnie, a przed ich boksem pojawi się nowy, kochający właściciel.

Obserwując kolejne publikowane fotografie zapragnęłam poznać kulisy ich powstawania, ludzi, wkładających w to przedsięwzięcie ogromne serce, a także samych bohaterów zdjęć. Chciałam przekonać się, czy te uśmiechy i wdzięczne spojrzenia, które tyle razy spoglądały na mnie z monitora komputera, to tylko marketingowy trik mający przyciągnąć potencjalnych właścicieli, czy po są po prostu prawdziwe. Postanowiłam skontaktować się z autorką zdjęć, panią Mariolą Hupert, oraz ze schroniskiem „PROMYK“ i poprosić o możliwość uczestniczenia w jednej z sesji zdjęciowych. Zarówno pani fotograf, jak i pan Grzegorz Zaleski, pracownik schroniska bezpośrednio zaangażowany w realizację projektu „Łapą w obiektyw“ (bo takim hasłem oznaczone są wszystkie wykonywane zdjęcia), chętnie przychylili się do mojej prośby. I tak w ubiegły wtorek (28 kwietnia) pełna zapału udałam się do gdańskiego schroniska, mieszczącego się nieopodal portu lotniczego w Rębiechowie.

Przyznam szczerze, że trochę obawiałam się tej wizyty. Dla mnie był to pierwszy raz. Bałam się… bałam się że będzie po prostu smutno, że być może nie istnieje tam radość, a wszystkie stereotypowe opinie są prawdziwe. Ale myliłam się, bardzo się myliłam i jestem wdzięczna pani Hupert i panu Zaleskiemu za możliwość przekonania się, jakie są realia schroniska. Nie zrozumcie mnie źle, ja wcale nie uważam, że bezdomne stworzenia nie odczuwają smutku, że w swoich boksach czują się fantastycznie, bo oczywiście to nieprawda. Ale jest w nich rzeczywista nadzieja, jest w nich radość, jest wola życia. Jest wszystko to, w co wątpimy myśląc o schronisku. Przez takie błędne przekonanie wiele osób nie rozważa adopcji pupila i to właśnie jest złe w stereotypach.

Sama sesja zdjęciowa okazała się niezmiernie ciekawym doświadczeniem. Tak jak podejrzewałam, proces fotografowania jest bardzo skomplikowany i wymaga ogromu pracy. Pani Mariola, fotograf, pojawia się w schronisku zazwyczaj raz w tygodniu. Poza działalnością na rzecz „PROMYKA“, którą wykonuje w ramach wolontariatu, prowadzi także własne studio fotograficzne. Podczas jednej wizyty w schronisku robi zdjęcia około 10 – 15 zwierzakom. Efekt zależy od „modeli“, czyli ich nastroju i chęci współpracy. Niektóre zwierzęta to urodzeni aktorzy, reagują na polecenia, są cierpliwe, czasem nawet bardzo kreatywne i przyjmują niecodzienne, zabawne pozy. Z każdym pupilem jest inaczej. Sesja zdjęciowa trwa zwykle 2-3 godziny, a udział w niej bierze, poza panią fotograf, dwoje pracowników schroniska – pan Grzegorz oraz pani Katarzyna Zaleska. Wspólnie pomagają ustawiać zwierzaki do zdjęć, a dodatkowo pan Grzegorz w późniejszym etapie opisuje historię każdego z nich, którą dołącza do publikowanych fotografii. To właśnie całość, czyli zdjęcia zwierzaków i ich losy, chwytają ludzi za serca. W ciągu 4 lat funkcjonowania „Łapą w obiektyw” dom znalazło przeszło 1800 sfotografowanych zwierzaków (wynik ten nie obejmuje zwierząt zaadoptowanych drogą „tradycyjną”). Dodam jeszcze, że pan Grzegorz prowadzi bloga poświęconego historiom swoich podopiecznych i pracy przy sesjach zdjęciowych. Dzieli się na nim również własnymi przemyśleniami związanymi z problemem bezdomności zwierząt. Wpisy pana Grzegorza są niezwykle wciągające i jestem pewna, że wielu osobom dadzą do myślenia – w wolnym czasie koniecznie zajrzyjcie na stronę Identek.

Podczas wtorkowej sesji sfotografowano 10 psów. Były to zarówno szczeniaki, które ze swoim młodzieńczym wigorem niewątpliwie są wyzwaniem dla pani fotograf, jak również psy w średnim wieku i zupełni „staruszkowie“ (np. 11-letni owczarek, który rozmiarami przypominał małego niedźwiedzia). Byłam pod wrażeniem, jak dobre maniery posiadają niektórzy mieszkańcy schroniska – znają wiele podstawowych komend, które wykonują bez większych oporów. Jak twierdzą pani Katarzyna i pan Grzegorz, ich zespół nie zraża się, gdy praca ze zwierzętami nie idzie po ich myśli, a takie sytuacje oczywiście się zdarzają. Starają się wkładać jak najwięcej serca w projekt i dzięki temu nie straszne są im żadne niepowodzenia. Nawet dwukrotna, poważna kontuzja barku pani Katarzyny spowodowana mocnym szarpnięciem smyczy przez psa podczas sesji nie zniechęciła nikogo do dalszej pracy. Na trudniejszych “modeli” zawsze znajdą jakiś sposób. „Bo do każdego zwierzaka można dotrzeć, wymaga to jednak dużego zaangażowania, cierpliwości i przede wszystkim czasu“ – podkreśla pan Grzegorz, który w schronisku angażuje się w proces „socjalizacji“ psów bardzo agresywnych, które z pozoru wydają się przypadkami beznadziejnymi.

Obserwując sesję z boku odniosłam wrażenie, że niektóre psiaki miały świadomość, że to ich przysłowiowe „5 minut“ – czyli chwila, która może odmienić ich los. Patrząc na sukces tej akcji, propagowanej na stronie internetowej schroniska oraz profilu na Facebook’u, należy stwierdzić, że faktycznie ten krótki czas przed obiektywem daje szansę zwierzakom na nowe życie. Niektóre z nich w pełni zdają sobie z tego sprawę. Cudownie było patrzeć, jak spoglądają wesoło w obiektyw, posłusznie podają łapę opiekunom, kładą się, siadają, czyli robią wszystko, aby jak najlepiej wypaść na zdjęciu i tym samym spełnić swój sen o szczęśliwym, kochającym domu.

Jeśli do współpracy nie przekonywały psów ich „marzenia“ lub osoby zaangażowane w sesję, to zawsze skutecznym argumentem okazywały się smakołyki, których na sali zdjęciowej było bardzo dużo. „Każdy ma swoje kaprysy i zachcianki, a pani Mariola stara się odgadnąć gust każdego zwierzaka, tak by był zadowolony i chętniej współpracował“ – powiedziała mi pani Katarzyna. Jednak za przygotowanie sesji nie odpowiada wyłącznie pani fotograf, ale właśnie pani Zaleska, która dba o wyposażenie sali zdjęciowej, zapas smakołyków, zabawek i innych akcesoriów (np. obroży, które w schronisku uchodzą za towar deficytowy). W późniejszych etapach dogląda również spraw związanych z adopcją i, jak podkreśla pani Mariola, wie wszystko o tym, do kogo trafiają podopieczni „PROMYKA” i jakie są ich dalsze losy. Do tej pory pani Katarzyna zaadoptowała już kilka psów ze schroniska, co doskonale pokazuje jej zaangażowanie.

W trakcie trwania sesji widoczne było ogromną pasję ludzi oraz świetne porozumienie między nimi. „Z panem Grzegorzem i panią Katarzyną rozumiemy się prawie bez słów, dzięki czemu dobrze się pracuje i udaje nam się wykonywać jak najlepsze zdjęcia“ – stwierdziła pani Mariola, fotograf. Podkreśla również, że jako trójka tworzą idealny, nierozerwalny team. Efektem prowadzonej przez nich inicjatywy są odmienione losy bezdomnych stworzeń. Wspomniane wcześniej 1800 adopcji to zasługa tylko akcji „Łapą w obiektyw“. Stanowi to ponad połowę wszystkich adopcji w tym okresie. „Niektórzy przyjeżdżają do schroniska z wydrukowaną fotografią i mówią, że chcą właśnie tego zwierzaka“ – mówi pani Mariola. Ogólna liczba adopcji wzrosła w ostatnich 4 latach o 400%. Akcja okazała się bardzo skuteczna również w przypadku przygarniania kotów – w momencie, gdy pani Hupert rozpoczynała współpracę z gdańskim schroniskiem znajdowało się w nim około 200 kotów, teraz jest ich zaledwie 50. Jeszcze lepiej ma się kwestia adopcji szczeniaków, które po publikacji zdjęć znajdują nowy dom w ciągu kilku dni, czasem trwa to tylko kilka godzin. „Ludzi dzwoniących w sprawie szczeniaków często spotyka rozczarowanie, ponieważ maluchów w danej chwili po prostu nie mamy. Ogromne znaczenie ma tutaj także skuteczność pracy schroniska, które zgodnie z przepisami prawa sterylizuje każdego zwierzaka, tak aby ograniczać ilość bezdomnych zwierząt na polskich ulicach“ – dowiedziałam się od pana Grzegorza.

Obecnie największym zmartwieniem jest problem starych, często schorowanych osobników. Niektóre trafiają do schroniska po śmierci właściciela, który żył samotnie i nie miał ich komu przekazać, inne są oddawane celowo przez rodzinę zmarłego lub niezdolnego do opieki krewnego. „Dziedziczenie dóbr czy pieniędzy dla wszystkich jest bardzo ważne, ale gdy pojawia się problem przygarnięcia zwierzaka, to od razu wybierana jest opcja schroniska. A przecież ci ludzie znają danego pupila, mogliby mu stworzyć świetny dom, a mimo to łatwiej przychodzi im go po prostu wyrzucić“ – mówi pan Grzegorz. Problem jest tym bardziej skomplikowany, że starsze psy i koty często wymagają sporych nakładów pieniężnych na leczenie, co zniechęca potencjalnych właścicieli. Dochodzi do tego perspektywa szybkiej utraty podopiecznego. „Człowiek przyzwyczaja się do zwierzęcia, kocha je, a ono pożyje rok, może dwa. Jeszcze ciężej jest młodym rodzinom, bo dzieciom trudno jest wyjaśnić, że ich ukochany pies zniknie po zaledwie kilkunastu miesiącach. Przez to wszystko boksy schroniska są przepełnione starymi zwierzętami.“ – dodaje pan Grzegorz. Ale jest też druga strona medalu i miejmy nadzieję, że zostanie dostrzeżona przez coraz to liczniejszych właścicieli – takie zwierzę, gdy już znajdzie dom, obdarzy swojego pana miłością i wdzięcznością, które są nieporównywalne z żadnym innym uczuciem. A wszystko dlatego, że dano mu szansę, której odmawiali mu inni. Na szczęście takie przypadki się zdarzają. „Pamiętam, że kiedyś robiliśmy zdjęcia 7-letniemu psu, który spędził kilka lat w schronisku. Wszyscy stracili już nadzieję na nowy dom dla niego, ale zdecydowałam się postawić go przed obiektywem. Po opublikowaniu fotografii w internecie schronisko dostało mnóstwo zgłoszeń i w ciągu jednego zaledwie dnia piesek był już u nowego właściciela.“ – wspomina pani Mariola.

„Łapą w obiektyw“ przynosi coraz wspanialsze efekty. Jednak to, co szczególnie ważne w tej inicjatywie, to nie tylko wzrost liczby adopcji podopiecznych. Osobiście uważam za wspaniałe, że dzięki niej ludzie po prostu zmieniają swoje podejście do zwierząt ze schroniska. Pracownicy takich ośrodków mogą robić wszystko co tylko możliwe, aby znajdować nowe domy gotowe przyjąć pupilów, ale dopóki społeczeństwo będzie marginalizować bezdomne, porzucone zwierzaki, dopóty boksy będą przepełnione. Największym problemem jest więc nasze stereotypowe pojęcie o mieszkańcach schronisk. Jednocześnie, być może, jesteśmy zbyt leniwi i zbyt wygodni, aby sprawdzić samemu, czy powszechna opinia jest słuszna czy też nie i tym samym odbieramy zwierzakom szansę na lepsze jutro. Na szczęście nie brakuje osób, które robią to za nas i które swoją pracą otwierają nam wszystkim oczy i pokazują zupełnie inną, lepszą rzeczywistość. Taką, w którą nieprzerwanie wierzą te wszystkie wesołe mordki patrzące na nas ze zdjęć „Łapą w obiektyw“.

PS. W momencie publikacji tekstu (6 maja 2015) dwa psiaki z sesji, na której byłam obecna (28 kwietnia 2015), są już w nowych domach <3 Pozostałe czekają, może właśnie na Ciebie?

Za zgodą pani Marioli Hupert w tekście wykorzystano fotografie “Łapą w obiektyw”.