
Niech się dzieje magia!
Ok, stało się. Przyznaję się bez bicia, że z dniem 6 grudnia b.r. oficjalnie poddałam się świątecznemu nastrojowi. Nie stawiałam najmniejszego oporu, po prostu obudziłam się rano, wyjrzałam z łóżka i widząc mikołajkowy pakunek zaadresowany „Hania” momentalnie uległam. Od dzisiaj z głośników lecieć będą zapętleni The Pogues (najlepsza świąteczna piosenka ever <3), w kubku miast zielonej czy czerwonej herbaty znajdzie się jedynie świąteczna mieszanka herbat o wdzięcznej nazwie „Adwentowa” (dziękuję Mikołajowi! <3), a do codziennej owsianki dosypywać będę już nie tylko cynamon, ale całą mieszankę przypraw korzennych. Niech się dzieje magia!


W błędzie jest jednak ten, kto uważa, że moja definicja świątecznej magii sprowadza się do zakupów, pieczenia, picia wspomnianej już adwentowej herbaty czy ostatecznie niekończącego się stołowania u wszystkich możliwych krewnych po kolei. Dla mnie magią jest to, że nagle poczułam cudowny spokój. Myśli jakoś same układają się w logiczną całość, a błoga cisza wypełniła mi głowę, w której do wczoraj jeszcze panował niezły harmider. No i to ciepło. Czy też je czujecie myśląc o zbliżającym się okresie? Niech sobie będą upalne lata, ba, niech będzie +20 za oknem w środku października, czego doświadczyliśmy w tym roku, ale dla mnie najgorętszym okresem jest właśnie końcówka roku, grudzień i idące z nim uroczystości. A wraz z ciepłem przychodzi ochota na szeroko pojęte ukulturalnianie się – u mnie padło na książki (na pewno swój udział miał w tym niedawno obejrzany film, o czym informuję Was na bieżąco na Facebook’u). Wkrótce dojdą do tego typowo zimowe pozycje filmowe, już wczoraj nawet sam Luby zapragnął jakiejś świątecznej komedii. I tak stopniowo, z dnia na dzień, grudniowa magia będzie się rozprzestrzeniać. Niech się dzieje!

Wracając zaś do dzisiejszego święta – Mikołajek – to poza bogatą paczuszką znalezioną rano przy łóżku (Mikołaj się zmotywował i odwiedził mnie z samego rana), obdarowałam się również sama odwiedzając mikołajkową edycję Bakalii. Od kilku sezonów próbowałam trafić na to wydarzenie, ale z marnym skutkiem, aż do dziś. Jestem zachwycona tym, co zastałam dziś na stoiskach zlokalizowanych w ECS. Udało mi się upolować kilka drobiazgów dla najbliższych, ale też znalazłam długo poszukiwaną nerkę. Padło na produkt autorstwa Pracowni rodzinnej. Przekonał mnie oczywiście fantastyczny wzór w ptaszki origami, do tego solidne wykonanie no i niepowtarzalność (największy plus kupowania rzeczy od drobniejszych wytwórców <3). Rozpieściłam się dziś nieco tym zakupem, ale zrzucam winę za to na datę w kalendarzu…:)
