To był dobry rok
Jaki rok można nazwać “dobrym”? Wydaje mi się, że “dobry rok” to taki, o którym na pewno nie można powiedzieć, że był zły. No bo jeśli nie przytrafiło nam się nazbyt wiele przykrości (bo jakieś zawsze przytrafić się muszą, stąd użyte słowo “nazbyt”), to chyba powinniśmy być zadowoleni, prawda? Malkontenci pewnie krzykną, że to za mało, ale mi taka definicja wystarcza. Nie wygrałam w lotka, nie kupiłam sobie wypasionego mieszkania, co więcej nawet nie zaoszczędziłam zbyt wiele mamony na owo mieszkanie (zwłaszcza biorąc pod uwagę moje końcoworoczne zakupy, np. komputer). Ale byłam w kilku miejscach, kilku fajnych ludzi poznałam, posłuchałam dobrej muzyki na żywo, generalnie zdobyłam masę doświadczeń – zawodowych, osobistych. Podjęłam kilka ważnych i wyjątkowo słusznych decyzji, w idealnym momencie – jakże więc mogłabym narzekać? Śmiałam się często, czasem tak bardzo, że aż brzuch zabolał. Czasem płakałam, ostatni raz przedwczoraj oglądając “Mój przyjaciel Hachiko”. Nie zawsze byłam silna, ale zawsze próbowałam z całych sił taka być.
Ale najlepiej moją opowieść A. D. 2014 snują zdjęcia. Pojedyncze, być może wyrwane z kontekstu i Wam niezrozumiałe, ale przeze mnie cenione szczególnie – bo patrząc na nie chociaż na chwilę mogę wrócić myślami do najfajniejszych momentów mijającego roku. Zobaczcie, dlaczego 2014 był dla mnie dobrym rokiem.
W 2014 roku było kilka chwil, które mogłyby trwać wiecznie. To takie chwile, gdy czułam się dokładnie tak, jak zawsze chciałabym się czuć, to chwile, w których niczego bym nie zmieniła, bo wydawało mi się, że wszystko w moim życiu i w życiu moich bliskich miało się dobrze. Everybody was fine, powiedziałabym. I jakimś cudem uchowało się zdjęcie, które uchwyciło jedną z takich chwil i niewątpliwie jest ono moim ulubionym w 2014 roku.
W Nowym Roku życzę Wam i sobie samych takich chwil. Bo te chwile są najlepsze i dla takich warto przeżyć kilka gorszych.
Do zobaczenia w 2015!
H.