Top
Niegdyś z rozdarciem męczyła się Ameryka – wojna secesyjna podzieliła ludność na dwa fronty, północny i południowy. Reprezentanci północy, czyli Unii, przez 4 długie lata walczyli ze swoimi południowymi przeciwnikami, czyli Konfederatami. Podobnie z rozdarciem borykam się tak ja, jak i cały współczesny świat. I nie wiem, jak Wy, ale ja jestem tym zmęczona, tak bardzo, bardzo zmęczona. Nie chciałabym jednak, aby problem obecnego rozdarcia przyniósł nam tyle krwawych ofiar, co wojna secesyjna, ba, nie satysfakcjonuje mnie również wygrana jednej ze stron. Sobie i wszystkim nam, współczesnym kobietom, życzę rozejmu, remisu, a nie jednostronnej dominacji. A mowa tu o kobietach i ich rozmiarach, czyli o temacie spędzającym sen z powiek nie tylko specom od reklamy, którzy co rusz podejmują ten wątek w marketingowych przekazach, za każdym razem stojąc po innej stronie barykady, ale przede wszystkim dręczący rzesze kobiet na całym świecie. W tym mnie, wiecznie rozdartą pomiędzy jedną a drugą częścią siebie. Dosłownie i w przenośni. Nie bez powodu przywołałam we wstępie przykład Ameryki i jej historycznych, wojennych problemów, bowiem gdybym miała ubrać w ładne słowa sprawę moich rozmiarów powiedziałabym, że toczy się u mnie wojna secesyjna. Na północy, a zatem od pasa w górę, prezentuje się smukła talia osy, nigdy nie narzekałam na problemy z nadmiarem czegokolwiek w tych okolicach. Owszem, nie zawsze poszczycić się mogłam wyrzeźbionym brzuchem, ale też nie zdarzało mi się rozpaczać na jego widok. Stąd wniosek, że moje górne partie mieszczą się w ramach wizji kobiety szczupłej, takiej, którą widzimy na billboardach i w reklamach telewizyjnych. Co innego prezentuje się u mnie od pasa w dół, na południu – moje biodra najwyraźniej od samego początku czuły, że w przyszłości najpewniej dam życie jakiejś małej istotce, więc postanowiły przyjąć nieproporcjonalne do tułowia rozmiary. Podobnie nogi – spodziewały się chyba dźwigania ciężarów, więc ukształtowały się jako solidna, mocna podstawa dla reszty ciała. Tym samym moje południowe rejony zostałyby raczej sklasyfikowane jako „plus size”, co w połączeniu ze szczuplejszą północą czyni ze mnie hybrydę. To dosłowne znaczenie mojego rozdarcia. Omawiając natomiast jego przenośny wymiar, nawiążę do ostatniej kampanii marki Lane Bryant, w której spocie reklamowym zobaczymy tylko krągłe, pewne siebie kobiety redefiniujące seksapil hasłem #ImNoAngel. Odniesienie do Aniołków Victoria’s Secret jest tu oczywiste i o to właśnie chodziło – panie kategorii „plus size” niejako naśmiewają się ze swoich karykaturalnie chudych koleżanek po fachu, jasno dając do zrozumienia, że miseczki E+ i obwód bioder powyżej 100cm biją na głowę wszystko, co mniejsze i szczuplejsze. Inicjatywa zaangażowania do reklamy kobiet pełniejszych, które jedyne, czego sobie odmawiają to siłownia, jest super – zawsze popieram takie zrywy, bo atakujące z każdego medium chude jak patyk modelki wykańczają mnie-hybrydę. Ale z drugiej strony mam tego dość – przeciwstawiania sobie dwóch typów damskich sylwetek, zamiast wrzucania ich do jednego worka – do worka kobiet po prostu. victoriasecret screen-shot-2015-04-07-at-2-41-40-pm Dlaczego współcześnie tak trudno jest ludziom zaakceptować świat, w którym obok siebie żyją szczęśliwie babeczki w rozmiarze 34-36 i te w rozmiarze 42-44 i więcej? Dlaczego nigdy nie przedstawia się linii ubrań dla nich wszystkich razem? To tak, jakby nie istniała rzeczywistość gotowa pomieścić wszystkie te panie – albo jesteś chuda jak patyk i zbijasz piątkę z Anją Rubik sięgając po ten sam co ona rozmiar bielizny, albo niczym ludzik Michelin masz „kochanego ciałka” pod dostatkiem, a ubrania kupujesz tylko na działach specjalnych, oznaczonych wyraźnym, mocno pogrubionym znakiem plusa (+). Zmusza się zatem kobiety do wyboru, rozdziera się je pomiędzy dwa fronty, dwie odrębne wizje świata, w którym różnorodność jest grzechem głównym. I robią to zarówno marketingowcy takich marek, jak wspomniana Victoria’s Secret, ale też ci, którzy w swoich reklamach prezentują wyłącznie pulchne modelki, szydzące z chudych koleżanek (kampania #ImNoAngel jest na to najlepszym dowodem).

Czy jednoczesna, szczęśliwa koegzystencja chudych i grubych naprawdę jest niemożliwa?

Albo wyglądasz tak...

Albo wyglądasz tak…

...albo tak. Zdaniem wielu nie istnieje wspólny świat tych pierwszych i tych drugich!

…albo tak. Zdaniem wielu nie istnieje wspólny świat tych pierwszych i tych drugich!

Jest możliwa i mówię Wam to ja-hybryda, w której szczupła północ pogodziła się z obszerniejszym południem. Skoro jedno ciało może pogodzić ze sobą te dwie wizje kobiecości, to czemu nie miałby temu sprostać świat, w którym jakby nie patrzeć miejsca jest dużo, dużo więcej? Nie stawiajmy różnych kobiet na dwóch frontach, nie wyposażajmy ich w broń w postaci argumentów przeciwko drugiej stronie i nie obserwujmy ich walki, której jedynym możliwym końcem powinien być upadek jednej ze stron i przyznanie, że tylko ta druga ma rację bytu.

Jeśli nie jesteśmy w stanie zaakceptować różnorodności ze względu na to, że jest po prostu ciekawsza, to istnieje jeden niepodważalny powód ku temu, aby przestać z nią walczyć – bo w naturalnych warunkach jest po prostu nieunikniona.

Nie mam nic przeciwko szczupłym dziewczynom, które mieszczą się w te śmiesznie małe rozmiary spodni serwowane w Bershce (moje jedno udo nie zmieściłoby się w objętość ich dwóch nogawek, ale co tam!), nie mam też żadnych uwag do kobiet szczycących się swoimi krągłościami. Wszystkim im krzyżyk na drogę, życzę dużo szczęścia w ich mniejszych lub większych ciałach. Jako hybryda chciałabym, aby w sprawie rozmiarów nastał wreszcie pokój, bez orzekania zwycięstwa którejkolwiek ze stron. To, że w wojnie secesyjnej wygrała Północ, nie musi przesądzać sprawy w sporze chude – „plus size”, bo jeśli wykażemy się dobrą wolą i najzwyczajniej w świecie wrzucimy w końcu na luz z tematem rozmiarów, napiszemy historię zupełnie od nowa, z korzyścią dla każdej z nas. Wszystkim nam, babeczkom, życzę takiego właśnie remisu. I to pisałam ja, hybryda.
o-VS-PERFECT-BODY-facebook

Dove to jedyna marka, która podjęła próbę uzyskania remisu. Jak widać, chude i pełniejsze mogą żyć obok siebie i nawet wyglądają przy tym na zadowolone!