Top
5 najgorszych decyzji, jakie możesz podjąć remontując mieszkanie
Zaczynając remontową przygodę nawet nie łudziłam się, że uda nam się bezboleśnie przez nią przebrnąć. Liczyłam jednak, że odpowiedni wywiad wśród rodziny i znajomych uchroni nas przed największymi błędami, więc wiem, jak cenne mogą być doświadczenia innych. A skoro ojczysta tradycja mówi: „mądry Polak po szkodzie”, podzielę się z Wami tym, co uważam za najgorsze decyzje, jakie można podjąć remontując mieszkanie.

1.

“Dałam radę przemalować pokój, więc po co mi ekipa remontowa? Sama to ogarnę! (* ewentualnie ogarnie to mój partner/mąż)”

Zaczynam od tego, co uważam za błąd karygodny. W naszym przypadku dylemat „brać ekipę czy nie brać?” urósł do rangi poważnego sporu. Luby obstawał przy opcji samodzielnego remontu, ja od samego początku optowałam za wynajęciem ekipy. Każdy miał swoje racje, bo oba rozwiązania mają tyle samo wad co zalet. Początkowo, nie znajdując żadnego kompromisu, stanęło na opcji „zrób to sam”. Luby kilka tygodni burzył i skuwał poprzednią aranżację mieszkania i szło mu naprawdę całkiem nieźle. Do tego stopnia, że nawet uwierzyłam, że może to wcale niegłupie zrobić remont samodzielnie. Ale gdy tylko skończył się etap burzenia i trzeba było zacząć coś budować, Luby dość szybko skapitulował i koniec końców zatrudniliśmy ekipę. Dzisiaj oboje przyznajemy, że było to najlepsze wyjście i myślę, że to samo powie Wam każdy, kto remontował sam. Na pewno zatrudnienie majstrów wiąże się z potwornymi kosztami, ale uwierzcie mi – dla świętego spokoju warto (na potrzeby tekstu zakładamy, że wynajmowana ekipa to solidni profesjonaliści, chociaż temat jakości usług remontowych zasługuje na osobny tekst – może kiedyś). Dzięki wsparciu mogliśmy skupić się na przyjemniejszych rzeczach niż gładzenie ścian i układanie kafelek, a możecie mi wierzyć, że i tak mieliśmy ręce pełne roboty, bo remont to niekończące się pasmo decyzji, zakupów i nagłych awarii. Jeśli więc bardzo zależy Wam na opcji „zrób to sam”, powinniście liczyć się z koniecznością dłuższego urlopu. A zaraz potem – psychoterapii…

2.

“Super są te kafelki, no po prostu idealne… Ale jeszcze poszukam, może znajdę lepsze.”

[row][column width=”6″]5 najgorszych decyzji, jakie możesz podjąć remontując mieszkanie [/column][column width=”6″]O jeny. Zaprawdę powiadam Wam, olejcie swój instynkt wiecznego rozkminiacza. Sama jestem z tych, którzy dokonując zakupu kombinują i „kopią” ile wlezie. Jeśli spodoba mi się model butów, przekopię całą sieć, aby znaleźć idealny kolor i cenę. Przez to spędzam w internecie zdecydowanie za dużo czasu, a i tak koniec końców zakupu dokonuję w pierwszym odwiedzonym sklepie. W przypadku remontu ta moja cecha doprowadziła mnie niemalże do obłędu. Jako przykład podałam kafle, bo to z nimi miałam największy problem – chyba nie skłamię, jeśli napiszę, że znalezienie kafelek zajęło mi 3 tygodnie. Dzień w dzień, codziennie po kilka godzin googlowałam kolejne wzory i kształty. A mamy raptem dwie malutkie łazienki! [/column][/row]
Więc jeśli macie jakąś wizję i znajdziecie kafle (lub cokolwiek innego!), które Wam się podobają i na dodatek Was na nie stać, bierzcie i cieszcie się nimi! Nie kopcie dalej (ewentualnie poszukajcie ofert na Ceneo, ale to wszystko!), po prostu klik „do koszyka” i przejdźcie do przyjemniejszych spraw. Nie warto marnować czasu, bo w czasie remontu naprawdę jest wiele innych sposobów jego wykorzystania.

3.

“Zamówię szybciej, bo jeszcze nie dojdzie.”

Kolejny popełniony przeze mnie błąd. Faktem jest, że wiele artykułów i materiałów potrzebnych nam w czasie remontu to rzeczy na zamówienie, na które czekaliśmy po kilka tygodni. Ale uwierzcie mi, że lepiej odczekać swoje, ale potem nie zostać z nadprogramową umywalką, „bo zmieniła się koncepcja”. Podczas remontu tyle rzeczy nagle wychodzi, że nie sposób jest wszystkiego przewidzieć. U nas problemem okazały się właśnie umywalki. Kupiłam je jeszcze zanim ustaliliśmy warunki współpracy z ekipą remontową, a dopiero na koniec remontu okazało się, że umywalki są za duże na nasze małe łazieneczki. Na początku wydawały się idealne, ale warstwa kartonogipsu zrobiła swoje. Mieliśmy fuksa, bo zupełnie nieświadomie załapaliśmy się na promocję bezterminowego zwrotu towaru, więc umywalkę mogliśmy oddać i tym samym udało nam się uniknąć utraty kilkuset złotych. Stąd też moja dobra rada – nie wyprzedzajcie faktów. To, co trzeba kupujcie szybciej, ale większe zakupy zostawcie na potem!

4.

“Wszystko musi być idealne! Ten remont albo żaden!”

[row][column width=”6″]Ta decyzja czy raczej nastawienie, same w sobie nie są złe. Jeśli już remontować, to porządnie, w końcu inwestujemy w to mnóstwo czasu i jeszcze więcej pieniędzy. Ale nigdy nie obejdzie się bez wtop i musicie być na nie gotowi. Nie było mi z tym łatwo, ale mój Luby od początku powtarzał mi: „spokojnie, przy drugim mieszkaniu będziemy to już wiedzieć!”. I miał rację. Nieważne, czy to Wasz pierwszy czy drugi remont, każdy po nim będzie lepszy, a potem nadejdą jeszcze lepsze i jeszcze lepsze… To tak działa, nie może wszystko być idealne, no po prostu się nie da! Praktycznie przy każdej wizycie w mieszkanku, po kolejnym ukończonym etapie remontu, od razu wiedzieliśmy, że w czymś popełniliśmy błąd, którego nie można już było bezkosztowo naprawić.[/column][column width=”6″]5 najgorszych decyzji, jakie możesz podjąć remontując mieszkanie[/column][/row]
Przykładowo – w salonie wisi u nas lampa na 10 (sic!) żarówek, a my nie wpadliśmy w porę na to, aby doprowadzić do niej kilka kabli, aby żarówki zapalały się parami. Tym samym albo włącza się 10 na raz albo żadną. Nie pomyśleliśmy wcześniej o tym, że to rozwiązanie jest wyjątkowo niepraktyczne i będzie generowało koszty, no ale kuć sufit od nowa, gdy ściany są już wygładzone i pomalowane? Absurd. Z pomocą Lubego dość szybko nauczyłam się przechodzić do porządku dziennego nad takimi problemami i naprawdę wierzę, że każdy błąd mnie tylko ubogacał. Zupełnie jak w życiu.

5.

“Ooo fajna ta promocja w IKEA! Na pewno skorzystam!”

Promocje są super i każdy chętnie korzysta z okazji zaoszczędzenia mniejszej lub większej kwoty. Przy okazji remontu taka możliwość jest tym bardziej mile widziana, bo początkowy budżet prawie nigdy nie jest wystarczający, a pieniądze na koncie topnieją w błyskawicznym tempie. Idąc tym tropem, z dużym entuzjazmem przyjęłam wiadomość o promocji na kuchnie IKEA, która rozpoczęła się dokładnie wtedy, gdy nasze mieszkanko było gotowe na poważny krok jakim jest urządzanie kuchni. Dzisiaj oboje z Lubym uważamy, że skorzystanie z promocji było chyba najgorszą przygodą w trakcie całego remontu. Ok, dostaliśmy prawie 1000 zł zwrotu na kartę rabatową IKEA, więc de facto materac i stelaż do łóżka wyszedł nam „w gratisie”, ale nerwy i stres związany z zakupem kuchni pozbawił nas całej radości. Jednocześnie mamy dla porównania doświadczenie mojej siostry, która kuchnię IKEA kupowała ok. 2 miesiące temu, poza promocją, i przeszła przez cały proces niemal bezboleśnie. Więc związek promocji z komplikacjami jest tutaj oczywisty – dla IKEA oferta rabatowa oznacza setki zamówień spływających codziennie, podczas gdy moce przerobowe pozostają te same. Coś zatem musi się rypnąć i uwierzcie mi, że nie chcecie tego doświadczać. Moja rada jest taka – jeśli bardziej niż pieniądze cenicie sobie  święty spokój, odpuśćcie sobie super promocje. 

***

Każdy ma prawo do własnych wyborów i decyzji, więc ten tekst potraktujcie jako kolejne ludowe podanie o remontowaniu. Podobnych historii posłuchacie od rodziny i znajomych. Jedni uznają je za przydatne, inni wręcz przeciwnie, ale i tak uważam, że warto się nimi dzielić. W obliczu poważnych zagrożeń, do jakich niewątpliwie zalicza się remont, ludzie powinni jednoczyć siły. Więc jeśli macie coś do dodania – komentarze są do Waszej dyspozycji!