Top

Żadna ze mnie zapalona biegaczka. Może kiedyś co wieczór uskuteczniałam kilkukilometrową przebieżkę po osiedlu, ale te czasy już dawno minęły: stawy już nie są te same, więc teraz zdecydowanie bardziej lubię poćwiczyć, aniżeli truchtać. Dlaczego więc po raz czwarty postanowiłam zmasakrować się podczas Nocnego Biegu Świętojańskiego? Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie…

Dobrze pamiętam, co było moją motywacją w 2011 roku, gdy po raz pierwszy w życiu zapisałam się na tę imprezę biegową – w tamtym czasie złapałam joggingowego bakcyla i kierując się zasadą, że poprzeczka musi iść w górę, dokonałam rejestracji. Nieprzypadkowo wybrałam akurat te zawody: biegałam zawsze wieczorami, po zmroku, a Nocny Bieg Świętojański jako jedyny gwarantował identyczne warunki. A skąd u mnie takie upodobanie? Odpowiedź będzie żenująca, ale jakże kobieca – o zmroku nikt nie mógł widzieć mojej zapuchniętej i czerwonej ze zmęczenie twarzy, więc mogłam bez skrępowania biegać po osiedlowych ścieżkach 😉 Wizja publicznego biegu w takich samych okolicznościach wydała mi się bardzo zachęcająca, stąd 18 czerwca 2011 roku pojawiłam się na linii startowej.

Pamiętam to jednoczesne uczucie szczęścia i rozpaczy, gdy dobiegłam do mety. Był to mój pierwszy w życiu tak długi dystans, nigdy wcześniej  nie przebiegłam podobnej trasy – śmiejcie się, ale tak było! Wynik nie należał do zadowalających, ale ja pękałam z dumy i szczęścia – nigdy bym się nie spodziewała, że dobrowolnie zgłoszę się do podobnych zawodów i na dodatek uda mi się je ukończyć 😀 Cudowne uczucie satysfakcji, chociaż przyznaję, że z początku ciężko było mi się nim cieszyć, ponieważ płuca miałam ściśnięte ze zmęczenia i ledwo łapałam oddech. Ale w końcu organizm się uspokoił, ogarnęłam się i do domu wróciłam z pierwszym w moim życiu medalem. Za udział, ale był!

To ja przed moim pierwszym biegiem w 2011 roku - jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka ;)

To ja przed moim pierwszym biegiem w 2011 roku – jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka 😉

No dobra, ale to wszystko miało miejsce 4 (!!!) lata temu, od tego czasu dużo się zmieniło, życie poszło naprzód, moje upodobania w aktywności fizycznej również. Teraz biegam sporadycznie, gdy najdzie mnie ochota, a nie, jak to było kiedyś – co wieczór, bez wymówek. Zastanawiam się, co popchnęło mnie do rejestracji na tegoroczną edycję biegu? Dlaczego po raz czwarty z rzędu zdecydowałam się znowu zmasakrować swoje ciało i punktualnie o północy ruszyć w dziesięciokilometrową trasę biegową? Ciekawi mnie to odkąd w ostatniej chwili dokonałam zapisu i przychodzi mi na myśl kilka powodów.

Po pierwsze, jednak jakaś tam ambicja jest – może i nie biegam już tak regularnie, ale skoro powiedziałam A, B, i C, to przecież muszę powiedzieć też D 🙂 Ciekawe, czy ta logika zaprowadzi mnie aż na koniec alfabetu, czyli jeszcze przez jakieś 15 lat… 😀 Po drugie, ten bieg naprawdę ma w sobie coś magicznego. Kilka tysięcy ludzi pod osłoną nocy przemierza ulice miasta – no dobra, Gdyni, ale jednak 😉 (pozdrawiam wszystkich Gdynian!) Atmosfera jest niezwykła i wydaje mi się, że udziela się wszystkim uczestnikom i widzom. Po trzecie, podczas Nocnego Biegu Świętojańskiego panują najlepsze warunki biegowe, jakie można sobie wymarzyć – chociaż odbywa się w drugiej połowie czerwca, gdy temperatury bywają wysokie, to noc gwarantuje przyjemny chłodek przy jednoczesnym, łagodnym działaniu bryzy (pilni uczniowie pamiętają zapewne, że nocą wiatr wieje od lądu). Dla mnie to idealne okoliczności do joggingu, chociaż na pewno znajdą się przeciwnicy tej teorii – rzecz gustu. Po czwarte, bieg tak naprawdę otwiera sezon wakacyjny. Zazwyczaj jestem już po sesji, w perspektywie mam jakieś wyjazdy, Open’era i inne przyjemności, więc odczuwam potrzebę, aby jednak dać z siebie coś więcej, zmęczyć się po prostu. Skoro teraz będę już tylko odpoczywać, to muszę wykorzystywać każdą okazję, aby dać sobie w kość – może to dość pokrętna logika, ale faktycznie tak się czuję. I po piąte, chociaż faktycznie będzie to moja czwarta edycja biegu, uczucie satysfakcji pozostaje niezmienne. Nie tylko dlatego, wyniki z roku na rok minimalnie się polepszają, ale dlatego, że po prostu wciąż mi się chce i że potrafię spiąć poślady, zmotywować się.

1281714-X-Nocny-Bieg-Swietojanski__kr

Jest jeszcze coś. Pomimo odnoszenia w życiu różnego typu “sukcesów” – naukowych, zawodowych, blogowych, osobistych, to te sportowe są naprawdę najprzyjemniejsze (i tak, za taki sukces uznaję sam udział w wydarzeniu, a nie zajęcie jakiejś tam lokaty). Po dobiciu do mety Nocnego Biegu Świętojańskiego, chociaż ledwo dyszę, to czuję się absolutnie fantastycznie – ciało krzyczy ze zmęczenia, nogi drżą z wysiłku, ale satysfakcja zagłusza wszystko inne. Dodaje to takiego powera, że mogłabym przenosić góry, mimo że w danej chwili nie jestem w stanie przenieść stopy z miejsca na miejsce. Spróbujcie kiedyś koniecznie!

Źródło zdjęć: www.trojmiasto.pl