Top
Skoro już tyle dzieje się w naszym państwie ostatnimi czasy, skoro co rusz dowiadujemy się o coraz to nowszych ustawach, uchwałach, poprawkach, zmianach i innych rewelacjach, ja również chciałabym o coś zawnioskować: każdy Polak powinien mieć konstytucyjne prawo do przerwy świątecznej wolnej od pracy. Przynajmniej w terminie 24.12-1.01. No nie ma zmiłuj! Byłam pewna, że 2015 będzie pierwszym rokiem, gdy po Świętach grzecznie pomaszeruję do pracy. Skończyła się edukacja i sądziłam, że nic i nikt nie zagwarantuje mi wolnych tych kilku ważnych dni w roku. A tu niespodzianka: szefostwo dobrowolnie zadecydowało, że wszyscy w firmie mamy wolne (z miejsca pozdrawiam! :)) I tak w ten ostatni poniedziałek roku, w przeciwieństwie do całej rzeszy pracowników dzielnie wyrabiających nasz PKB, siedzę sobie w domu, popijam gorącą herbatę, zajadam się piernikami i tak sobie rozmyślam o tym, co za mną, ale przede wszystkim o tym, co przede mną. No i troszkę też o tym, co tu i teraz.

Zarys problemu

Ja naprawdę, naprawdę uważam, że każdy człowiek powinien mieć wolnych tych kilka dni w roku. I nie chodzi o odpoczynek od pracy, to wcale nie to. Każdy powinien mieć możliwość spokojnego kontemplowania kolejnego kończącego się roku, swoich sukcesów i porażek. Każdy powinien oczyścić umysł, uporządkować swoje sprawy, pozamykać to, czego do tej pory nie miało się okazji zamknąć. Zawsze jest tych kilka maili do napisania, dokumentów do wysłania, szafek do posprzątania. Albo związków do zerwania, jak kto woli. Okres między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem to raptem kilka dni, ale dla mnie to jedne z najważniejszych w roku. Lubię wtedy odpoczywać, ale lubię też przysiąść w domowym zaciszu i pomyśleć, jaka byłam przez ostatnich 12 miesięcy, a jak chciałabym być przez następne. Bez dzwoniącego telefonu w tle, bez naglących deadlineów, bez konieczności podliczania stanów magazynowych i kasowych. A ponieważ w tych dniach człowiek jest jeszcze w podniosłym nastroju wynikającym z magii Świąt, w perspektywie ma natomiast szałową imprezkę w Sylwestra, to wszystko razem pobudza nasze szare komórki do przyjemnej pracy. Ale takiej niewymuszonej, relaksującej pracy, bo pracy nad samym sobą.

Wnioski, podliczenia, postanowienia…

Zgodzę się z tymi, którzy uważają, że postanowienia noworoczne są do kitu i stopień ich realizacji jest w przybliżeniu taki, jak stopień realizacji obietnic przedwyborczych. To prawda, chociaż moim celem nie jest ani zachęcenie, ani odwiedzenie Was od postanawiania sobie czegokolwiek. Każdy ma swój indywidualny sposób na kończenie roku, jedni robią spisy, tabelki, podliczają, wyciągają wnioski. Inni wolą sobie powiedzieć „life is life” (i dośpiewać NA-NA-NA-NA-NA!) i po prostu skupić się na tym, co dopiero przed nimi. Każda metoda jest dobra, ja natomiast chciałabym, aby każdy miał szansę i czas na jej wdrożenie.

Moje rytuały

Ja sama lubię powspominać mijające miesiące, zazwyczaj poprzez oglądanie zdjęć. Ale uwielbiam też porządkować wszystko, co się da, tym samym ułatwiając i uprzyjemniając sobie przejście w nowy rok. Jestem tak skonstruowana, że zanim przystąpię do jakiejkolwiek pracy, potrzebuję stworzyć sobie czystą przestrzeń do jej wykonywania. Dokładnie to samo robię przed pierwszym stycznia: sprzątam w pokoju i w życiu, robię spis rzeczy, które chciałabym zamknąć i potem jedna po drugiej odhaczam te wykonane. Przyznaję, że czasem porwę się na jakieś postanowienie noworoczne, ale bardziej wolę po prostu planować różne rzeczy. Dzisiaj na przykład wiem, że 2016 rok przyniesie ze sobą ogromne zmiany w moim życiu i chociaż jest jeszcze dużo do zrobienia, lubię pouśmiechać się sama do siebie już na samą myśl o efekcie finalnym tychże zmian. A chyba zgodzicie się ze mną, że takie uśmiechy smakują lepiej w domu, gdy w tle przygrywa nam czarujący Michael Buble i leżymy sobie pod cieplutkim kocem we własnym łóżku. Miodzio! Tak więc dzisiaj puszczam w świat ten właśnie apel: wnioskuję o to, aby każdy człowiek (Polak) miał szansę na spokojne przeżywanie końcówki roku, na przeprowadzanie własnych końcoworocznych rytuałów, na snucie planów i marzeń. Oczywiście w atmosferze urlopu, bo tylko taka sprzyja kontemplacji. Kto jest ze mną?! 😉