Top

Tegoroczna edycja Open’era pod wieloma względami różniła się od poprzednich i wydaje mi się, że każdy miał okazję to zauważyć. Mi, przykładowo, najbardziej rzuca się w oczy nieustająca euforia i fala miłości do tego festiwalu zalewająca internet i gazety od ponad tygodnia. Nie wiem, czy w ubiegłych latach to przeoczyłam, ale naprawdę odnoszę wrażenie, że pierwszy raz wszyscy tak pieją o cudowności Open’era 2015. Czy mają rację?

160330_opener

Planowałam napisać typową relację z festiwalu, przedstawić Wam kilka anegdot, zrecenzować występy muzyczne. Szło mi to bardzo opornie i w końcu postanowiłam, że zamiast serwować Czytelnikom kolejną relację z Open’er Festival, których na pęczki jest w internetach, moje przemyślenia sformułuję w inny sposób. Przedstawiam Wam zatem listę open’erowych “ZAWSZE”, które przyszły mi na myśl po tegorocznej edycji festiwalu.

Zawsze zaskoczy Cię któryś z koncertów – pozytywnie i negatywnie

Idąc na festiwal zazwyczaj mamy swoje typy artystów, po których spodziewamy się totalnego odlotu, a także tych, od których niczego nie oczekujemy (bo ich nie znamy lub nie lubimy). I tak w tym roku, zupełnie niespodziewanie, najlepszym chyba koncertem był według mnie występ Alabama Shakers, których piosenki znałam wyłącznie z krótkiego researchu na Spotify. Podobnie bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Tom Odell, który wydawał mi się być takim przyjemnym mruczkiem, co raz na jakiś czas zaśpiewa coś żywszego, a tymczasem okazał się mieć iście rock’n’roll’owy temperament 🙂 Jego koncert uważam za jeden z najlepszych, a tymczasem początkowo nie znajdował się nawet w pierwszej dziesiątce moich typów artystów. Dla kontrastu, show w wykonaniu formacji Major Lazer miał być szczytem muzycznej euforii i chociaż dla 90% festiwalowiczów faktycznie nim był, to ja jakoś kompletnie tego nie czułam. Fajnie oglądało się dziesiątki tysięcy ludzi, którzy jak w transie tańczyli do hitów majora, ale ja byłam kompletnie nieporuszona… Wniosek jest prosty – zawsze któryś koncert nas zaskoczy, tak samo jak…

Zawsze będziesz odczuwać niepokój, że coś fajnego Cię omija

Ta sytuacja jest nie do uniknięcia, bo skoro na ogromnym obszarze lotniska w Kosakowie dzieje się na raz całe mnóstwo rzeczy, trudno brać udział w nich wszystkich. Od lat uczęszczając na ten i inne festiwale gnębi mnie myśl, że z czasem może się okazać, że ominęłam koncert mega zespołu, którego w danej chwili nie znałam, a który z czasem mogłabym pokochać całym sercem. Taka sytuacja miała miejsce np. podczas jednej z edycji Coke Live Music Festival w Krakowie, kiedy to zupełnie nieświadoma ominęłam koncert Crystal Fighters. Gdyby nie to, że nadrobiłam tę stratę później, biorąc udział w 3 ich koncertach, do dzisiaj plułabym sobie w brodę 😉 Co zrobić, taki festiwalowy life! Po tegorocznym Open’erze mam ten sam niepokój, bo większość koncertów, które internauci i gazety okrzyknęli hitami, ja akurat ominęłam… Nie to, żebym żałowała, bo w tym czasie słuchałam innych wykonawców, ale faktycznie odczuwam taki niepokój, że oto straciłam być może jedyną w życiu okazję posłuchania na żywo kogoś innego, kto już za miesiąc może stać się moim idolem.

Zawsze będzie okazja, aby doświadczyć czegoś nowego

Już dawno Open’er przestał być wydarzeniem wyłącznie muzycznym, ponieważ bogata oferta atrakcji związana jest z takimi dziedzinami, jak teatr, kino, sztuka, moda, sport, kulinaria, hobby… Niezliczona liczba aktywności, mini-eventów, spotkań dyskusyjnych, wywiadów czy pokazów daje festiwalowiczom szansę na odkrywanie nowości z różnych obszarów ich zainteresowań. Przykładowo, w tym roku po raz pierwszy udałam się na Fashion Stage. Wszystko to za sprawą pokazu Patryka Wiśniewskiego, finalisty Project Runway, którego kolekcja inspirowana bakteriami jest moim zdaniem absolutnym fenomenem. Nie mogłam odmówić sobie możliwości zobaczenia jej na żywo i takim sposobem, po sześciu latach uczestniczenia w Open’erze, dopiero w tym roku zajrzałam do tego ogromnego, przezroczystego namiotu, zlokalizowanego przy głównym “deptaku” festiwalu. Chociaż pokaz trwał jakieś 3 minuty i 30 sekund, to bardzo się cieszę, że zdecydowałam się urwać z koncertu, aby przekonać się, że na Open’erze nie tylko muzyką człowiek żyje 😉

Zawsze zaskoczy Cię pogoda

Nieważne, czy leje, czy razi słońce, pogoda na Open’erze jest zawsze zaskakująca. W tym roku przeszła samą siebie i zaserwowała festiwalowiczom klimat rodem z Kalifornii, dzięki czemu mogli się poczuć jak uczestnicy gorącej Coachelli, a nie gdyńskiego Open’era 😉 Niby wszyscy sprawdzali prognozy pogody i niby każdy wiedział, że ma świecić słońce, ale upałów sięgających nawet 40 stopni nie spodziewał się chyba nikt. I tak właśnie jest na tej imprezie, albo zaskakuje nas powódź, albo susza. Zawsze!

Zawsze, do wszystkiego, o każdej porze i w każdym miejscu jest kolejka

Nieważne, czy chodzi o jedzenie, toaletę, prysznic, transport… Uczestnicy Open’era muszą przywyknąć do wiecznych kolejek, bo inaczej nie przetrwają pięciu minut na tej imprezie. To zabawne, ale faktycznie wszędzie napotkać można sznurek osób oczekujących – na burgera, wolną tojkę, wejście na teren festiwalu… Na palcach jednej ręki mogę zliczyć sytuacje z tegorocznej edycji, kiedy nie musiałam stać w kolejce, poza tymi kilkoma wyjątkami zawsze musiałam odczekać swoje. Ot, takie ciekawe zjawisko festiwalowe 😉

Zawsze czegoś zapomnisz i zawsze znajdzie się ktoś, kto Ci to pożyczy

Ten punkt dotyczy noclegu na campingu Open’era – choćbym nie wiem, ile czasu się przygtowywała i jak wiele rzeczy spakowała (nawet korzystając z tego poradnika), zawsze czegoś zapomnę albo po prostu nie przewidzę, że dana rzecz okaże się przydatna. Ale na polu namiotowym festiwalu najfajniejsze jest to, że wystarczy zapytać jedną, dwie, góra trzy osoby i zaraz uzupełnione zostają wszelkie ekwipunkowe braki 🙂 Czy to taśma klejąca, którą musieliśmy z Lubym skleić połamany stelaż namiotu, czy to scyzoryk, którym wycinałam tatuaże, czy to ładowarka samochodowa do telefonu, która tyle razy reanimowała mój telefon – ZAWSZE znajdzie się ktoś, kto jest w posiadaniu brakującego urządzenia/przedmiotu. Dzięki temu zacieśniają się więzi między festiwalowiczami, jest okazja poznać nowych ludzi i tak ze zwykłej sąsiedzkiej przysługi rodzą się wielodniowe melanże 😉 (jeny, pierwszy raz od lat użyłam tego słowa!)

***

Wszystkie opisane przeze mnie sytuacje z powodzeniem można odnieść do innych wydarzeń kulturalnych. Mimo to Open’er Festival zawsze będzie dla mnie wyjątkową imprezą, nawet jeśli kolejne edycje nie zasłużą sobie na taką falę miłości, jak tegoroczna. Nie oznacza to jednak, że już planuję zakup karnetu na przyszłoroczny festiwal, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że żałuję któregokolwiek z tych, w których brałam udział do tej pory. A to chyba najważniejsze, zwłaszcza biorąc pod uwagę wciąż rosnące ceny biletów 😉